1 maja, dzień pracowniczej walki został wyparty przez libkowe święto Unii Europejskiej. Prezydent Duda wygłosił orędzie z okazji wstąpienia do Unii, ale nie zająknął się nawet o tzw. święcie pracy.
Nic dziwnego, pracownicy zostali całkowicie wyparci ze świadomości celowo. Nie ma wszak już klasy pracującej, wszyscy teraz należymy do magmy zwanej klasą średnią, ewentualnie do „narodu”. W ten oto prosty sposób i bogacz i biedak, i pracownik i kapitalista, i lokator i właściciel należą do jednej wielkiej rodziny.
A w rodzinie sobie pomagamy, dlatego należy kapitałowi obniżać składki i podatki, bo za wszystko zapłaci pracownik. Nie ma wszak interesu klasy pracującej, jest wyłącznie interes klasy średniej oraz interes narodowy (dla niepoznaki tak się określa interes klasy rządzącej).
Nie przypadkiem to wyparte święto zbiega się z ponadnormatywnym dojeniem pracowników najemnych przez wszystkich. Kapitał, państwo… Nikt się nimi nie przejmuje, wszak nie mają swojego głosu, związki zawodowe albo są w większości spacyfikowane, poddane woli partii, włączone w struktury władzy w firmach, a te poszczególne komisje zakładowe, które próbują jeszcze zawalczyć o cokolwiek, są traktowane jak „wynaturzenie”.
Dla mnie osobiście symbolem tego wymazywania jest zmiana placu 1 Maja na plac Jana Pawła II we Wrocławiu. Rządzące od niepamiętnych czasów w tym mieście libki uznały, że jednak symbol narodowokatolicki jest ważniejszy niż symbol pracowniczy. Miało to miejsce we Wrocławiu, ale podobna zmiana dotyczy przecież dyskursu w całym kraju. Nie tylko zresztą w Polsce.
Pracownikom odebrano symbole, za to hołduje się tu w najlepsze symbolice nacjonalistycznej. Np. wkrótce zostanie odsłonięty pomnik tzw. żołnierzy wyklętych w centrum Wrocławia, wybudowany za 3 miliony złotych. Decyzję o jego postawieniu wydały libki i PiS, które w takich sprawach zgodnie tu współpracują. Nacjonaliści lokalni będą mieli wspaniałą świątynię tutaj, wokół której będą się gromadzić i budować swój ruch.
Przegraliśmy walkę o symbole, ale walka klasowa, jako zjawisko obiektywne, toczy się bez względu na pomniki i sztandary. Dopóki szef będzie chciał zatrudnić pracownika możliwie najtaniej, a pracownik będzie chciał sprzedać swoją pracę możliwie najdrożej, konflikt będzie się toczył bez względu na panujące mody. I będzie rozrywał wizję „wspólnej rodziny”.
Pracownicy bowiem nie muszą mieć pomników, mają miejsca pracy, w których prowadzą codzienne walki o skrócenie znoju i zwiększenie płacy. Często niewidoczne i mało spektakularne. A zarządzają nimi w firmach ci sami ludzie lub ich kumple, którzy podjęli decyzję o likwidacji placu 1 Maja i budowie pomnika „wyklętym”.
Xavier Woliński