Bogacze nie uciekną na Marsa przed katastrofą

a person in space suit carrying the american flag Photo by RDNE Stock project on Pexels.com

Musk cieszył się jak dziecko, kiedy Trump podczas pamiętnej inauguracji ogłosił, że „flaga Ameryki zostanie zatknięta na Marsie”.

Kontrolują większość tej planety, więc ta oligarchiczna banda zaczyna fantazjować o czymś więcej. Częścią tej fantazji, jest pragnienie zapewnienia sobie możliwości ucieczki, kiedy tu już wszystko zdewastują i wyeksploatują. Już im bunkry na Nowej Zelandii nie wystarczają.

W przeciwieństwie do milionów zaczadzonych produkowaną przez nich ideologią, że „wszystko idzie w dobrym kierunku”, oni akurat są świadomi tego, że jednak nie bardzo. Że prawdopodobieństwo globalnego załamania obecnej cywilizacji jest ogromne. A z tym związany chaos, wojny, masowe wymieranie zwierzęcia zwanego, w tym kontekście dość ironicznie, „homo sapiens”. Dlatego oprócz nieustannego pragnienia osiągnięcia nieśmiertelności, dążą do poszukiwania dla siebie schronienia.

W tym celu przepalą jeszcze więcej coraz bardziej ograniczonych zasobów. Spece od tematu już dawno temu uznali, że „ekonomiczniej” i po prostu rozsądniej na tym etapie rozwoju jest wysyłać sondy kosmiczne. W każdym razie, dopóki nie uporamy się z podstawowymi problemami, które dręczą nas tu na Ziemi. Ale przecież to nie zaspokoi tych dzieciaków. Co jest seksi w jakichś badaniach naukowych i stopniowej eksploracji? To się nie sprzeda ludowi, który potrzebuje kosmicznego spektaklu, żeby spoglądał na niebo, a nie na siebie nawzajem i na problemy całkiem przyziemne, które nas tu wykańczają. Między innymi za przyczyną działań oligarchów, którzy bajkę o kolonizacji kosmosu w najbliższych dziesięcioleciach próbują nam sprzedać.

Ta fantazja o odcięciu się od Ziemi w razie jej upadku jest oczywiście bzdurą. Nie ma obecnie technologii, która by umożliwiła funkcjonowanie w kosmosie człowieka bez stałych dostaw z naszej planety.

Nie udało się jeszcze stworzyć systemu, który zapewniałby wystarczającą produkcję jedzenia w zamkniętych warunkach przez lata. Obecne systemy, takie jak te na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS), nie są wystarczająco wydajne, aby działać autonomicznie przez dekady. Marsjańska baza potrzebowałaby zamkniętego ekosystemu zdolnego do recyklingu wody, powietrza i odpadów w 100%.

Mars nie ma magnetosfery ani gęstej atmosfery, co oznacza, że ludzie są tam narażeni na promieniowanie kosmiczne i słoneczne, co stwarza kolejne wyzwania.

Trudności obejmują też wydobycie surowców, ich przetwarzanie oraz produkcję na dużą skalę. Kluczowe elementy, takie jak komputery, sprzęt medyczny czy zaawansowane narzędzia, nadal musiałyby być dostarczane z Ziemi.

I tak dalej, i tak dalej. Jeden problem goni drugi. To samo dotyczy zresztą rozmaitych wizji, że oni się na wieki zamkną w „autonomicznych bunkrach” i przetrwają tam globalną katastrofę. Rozważając to, zastanawiałem się, czy nie wolałbym zginąć od razu razem z innymi niż dogorywać w tych puszkach przez lata. Bez nadziei na pomoc z zewnątrz.

W każdym razie, ci na górze osiągnęli taki poziom potęgi, że teraz już zadowoli ich tylko władza półboska, albo boska niemal. Że będą nas nadzorować ze swoich kosmicznych posiadłości niczym Zeus z Olimpu. Że będą ponad naszymi problemami zwykłych śmiertelników.

Nie będą. Koniec i kropka.

Xavier Woliński