Przemówienie Bidena niczym nie zaskoczyło i w zasadzie było powtórzeniem tego o czym mowa była już wcześniej. Natomiast niektóre komentarze publicystów przed i po nim były żenujące.
Cieszą się, że Polska jest tak „ważna” od kiedy stała się „krajem frontowym”, że przyjeżdża dwukrotnie w ciągu roku prezydent USA i że wreszcie się o nas mówi na świecie, itd. To ciągłe, niezrozumiałe dla mnie pragnienie, żeby być w centrum uwagi za wszelką cenę niczym u początkującego celebryty.
Więc może odpowiem, co ja bym wolał. Wolałbym żeby Polska nie była w centrum uwagi świata w takim kontekście. Wolałbym, żeby nie było o czym mówić, a Polska była kolejnym nudnym krajem na mapie świata. Żeby w sąsiednim kraju ludzie nie ginęli pod bombami. A mroczne scenariusze pozostały tylko scenariuszami.
Żeby Ukraina była znana dalej głównie z dobrej muzyki i wybrzeża Morza Czarnego. Aby Rosja eksportowała nie swój imperializm, ale dobrą literaturę, a jej armia znana byłaby co najwyżej z występów z Chóru Aleksandrowa, a nie zabijania cywilów. Już bym wolał żeby Zełenskiemu dalej klaskał Sołowiow w czasie występów sylwestrowych, jak w 2013 w rosyjskiej telewizji, niż żeby nawoływał, jak teraz, do zrzucania atomówek i lał jad do uszu ludziom.
Nie ma się z czego cieszyć naprawdę. To w ogóle nie powinno się wydarzyć. Ani w tym regionie świata, ani w żadnym innym. Kiedy kończyła się II Wojna Światowa, która pochłonęła dziesiątki milionów ofiar, ludzkość sobie obiecywała, że „nigdy więcej”. A potem nie było niemal dnia pokoju na świecie.
Właśnie dlatego, że ktoś się cieszy gdzieś tam, że dzięki wojnie będzie „ważny”. Ja bym wolał być raczej nieważny, jeśli ceną miałby być pokój.
Co jest nie tak z wami ludzie?
Xavier Woliński