Niemcy wyślą Leopardy, a USA wyślą Abramsy. Tak wynika z informacji podawanych przez światowe media. Nasze media zaś już ogłosiły, że „Niemcy się ugięły” i dalej rozpowszechniają amerykańską absurdalną wersję, że Abramsy jakoby się nie nadawały do walki w Europie. I że rzekomo od Leopardów zależy wynik tej wojny.
Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. To rząd niemiecki spowodował, że amerykanie wreszcie się ugięli i zaczęli mówić o wysyłaniu Abramsów. I to właśnie Abramsy mogą tutaj zaważyć na wyniku wojny, bo USA mają ich po prostu więcej. Sprawnych Leopardów w Europie jest tyle, że zaledwie zalepią bieżące dziury. Niemcy doskonale sobie zdawały sprawę i dlatego zapewne uznawały bezsensowne wysyłanie garstki Leopardów, które szybko stałyby się złomem, bez deklaracji, że za tym pójdą dostawy czołgów amerykańskich.
Niektórych zirytowało pytanie, które ośmieliłem się zadać, a które w Polsce niemal nikomu nie przyszło do głowy – dlaczego USA się upierały i wręcz rozsiewały kłamstwa o rzekomym ciężarze i nieadekwatnym paliwie? Przecież też musieli zdawać sobie sprawę, że Leopardy niewiele zmienią, bez dużych dostaw innych, nowoczesnych czołgów, bo te poradzieckie się już prawie skończyły, a „przemiał” czołgów w tej wojnie jest ogromny i pod koniec roku doszłoby do dramatycznego braku sprawnych maszyn. Naraziło mnie to na zarzuty bycia „onucą” i „rozbijacza jedności”. Wiadomo, najgorsi są ci, którzy zadają trudne pytania, zwłaszcza jeśli dotyczą naszego umiłowanego hegemona.
Więc tak, jeśli media amerykańskie nie ściemniają, to będą Abramsy i jakoś nagle okazuje się, że ciężar przestał być zagadnieniem. Scholz grając ostro w tej sprawie miał rację, a nasze rozhisteryzowane media łykające każdą amerykańską bzdurę od 30 lat po prostu powtarzały te głupstwa o nieodpowiednich śrubkach. Podobno ugrał też inne kwestie, ale o tym na pewno nie wiemy, bo nie mamy wglądu do procesu negocjacji, więc nie będę tutaj gdybał, ale kto ma wiedzieć ten wie.
To, co najbardziej mnie irytuje w tej sprawie to właśnie postawa naszej publicystyki i sceny politycznej, która spija z ust rządu amerykańskiego każdą jego wersję niczym nektar prawdy objawionej. Tak było w czasach wojny w Iraku i tak jest teraz. Jakby im rząd USA kazał skakać na jednej nodze to by skakali. Dlatego o wiele większym zagrożeniem jest z mojej perspektywy ta hegemoniczna dominacja niż głupstwa, które zdarza się robić niemieckiemu czy francuskiemu rządowi. Ponieważ krytyków Niemców mamy w Polsce od groma, ale amerykańska polityka międzynarodowa tutaj niemal zawsze jest święta i niepodważalna z małą, bardzo krótką przerwą na Trumpa po stronie libkowej (ale w jego krytyce też nie chodziło głównie o politykę międzynarodową).
Piszę to zresztą, co zabawne, niedaleko wrocławskiego Ronda Reagana, gdzie nasze lokalne elity umieściły jego kapliczkę pod którą składają czasem kwiaty. Dla mnie to jest symbol tej dominacji. Facet, który wyrządził tyle zła jest u nas czczony niczym święty. Nie dziwota, że ma w Polsce też pomnik z Janem Pawłem II. To jest mniej więcej ten klimat w którym wzrastało tamto pokolenie.
Ktoś musi jednak próbować nadać trzeźwości analizom. I apel do dziennikarzy, przestańcie czytać wyłącznie anglosaską publicystykę. Świat jest trochę większy, różnorodny i bardziej skomplikowany.
Xavier Woliński