DeepSeek, czyli kto tu komu kradnie?

blue bright lights Photo by Pixabay on Pexels.com

Trzeba przyznać, że Chińczycy pięknie strolowali Amerykanów w tym tygodniu wypuszczając swój model tzw. sztucznej inteligencji DeepSeek-R1. Dorównuje on najnowszym modelom amerykańskich gigantów.

Miał on rzekomo być wdrożony za kilka milionów dolarów. Okazało się to wartością zaniżoną, ale i tak, co przyznaje też konkurencja, jest on znacznie tańszy i mniej obciążający zasoby.

Wstrząsnęło to amerykańską giełdą i spowodowało gwałtowny spadek cen akcji korporacji związanych z branżą, takich jak Nvidia czy Microsoft.

Od razu stał się także hitem „konsumenckim” w sklepach z apkami. Ale nie to jest tu najistotniejsze. Model został wydany w wersji o otwartym kodzie źródłowym w przeciwieństwie do zamkniętego modelu OpenAI.

Konkurencja natychmiast zaczęła nagłaśniać przypadki cenzury, która faktycznie jest obecna w rozwiązaniu zainstalowanym na serwerach DeepSeek. Nie da się tam dowiedzieć zbyt wiele na temat najnowszej historii Chin w rodzaju masakry na placu Tiananmen. Jednakże otwartoźródłowy charakter pozwala każdej osobie i firmie uruchomić ten model na swoich serwerach, już bez tego rodzaju ograniczeń. Dodatkowo każdy może przeanalizować kod i wyciągnąć wnioski.

Niewątpliwie mocno utarło to nosa korporacjom, które uważały, że w zasadzie zmierzają do całkowitej dominacji nad światem, przy wsparciu amerykańskiego rządu, który robił wszystko, żeby osłabić konkurencję ze strony innych krajów. Nie udało się to, jak widać. Mleko się rozlało.

Dodatkowo, pojawiły się doniesienia sugerujące, że pomimo amerykańskich ograniczeń eksportowych, DeepSeek mógł zdobyć potrzebne chipy dzięki współpracy z innymi krajami, co podważa skuteczność sankcji nałożonych przez USA.

Co zabawne amerykańskie korporacje oskarżają chińskiego konkurenta o to „kradzież”. Przykładowo OpenAI oskarżyła DeepSeek o wykorzystanie danych wyjściowych z ich modeli podczas szkolenia swojego.

To jest o tyle śmieszne, że ich modele były wcześniej trenowane na tych dostępnych w internecie, czyli m.in. naszych danych: tekstach, grafice, zdjęciach itd.

Powstaje też kolejny problem. Korporacje najwidoczniej uważają, że powinny posiadać kontrolę nie tylko nad modelami, ale także ich danymi wyjściowymi, w każdym razie do pewnego stopnia. Czyli z naszej twórczości mogą korzystać dowolnie do szkolenia swoich modeli, ale już z efektów ich produkcji nie można.

To jest kolejny etap kapitalistycznego zawłaszczenia.

Tak czy owak, cokolwiek nie myśleć o AI, nadal się rozwija. I dobrze by było, żeby monopolu na tę technologię nie miały wyłącznie pojedyncze korporacje z siedzibami w określonym kraju. W tym sensie ruch chińskiej firmy należy ocenić pozytywnie.

Choć oczywiście to dopiero początek walki o dominację nad światem między głównie chińskimi i amerykańskimi korporacjami.

Na razie to są tylko nieśmiałe początki, ale w dążeniu jednak do swojego „kamienia filozoficznego”, czyli osiągnięcia poziomu AGI (czyli ogólnej sztucznej inteligencji), korporacje będą pochłaniać coraz więcej energii, powodując kolejne kryzysy.

Obecny ruch Chińczyków sugeruje, że da się ten rozwój prowadzić w bardziej „skromnych” warunkach o mniejszych wymaganiach, ale dążenie do „bigger, better, more” może doprowadzić do zaostrzenia np. kryzysu klimatycznego.

Xavier Woliński