Mamy 600 mld zł z KPO! To jest naprawdę góra pieniędzy, które dobrze wykorzystamy – jeszcze niedawno Tusk tak lansował się w mediach.
Nie, nie mamy. W przytłaczającej większości trzeba najpierw wydać, żeby dostać zwrot obwarowany rozmaitymi warunkami i ograniczeniami czasowymi. Poprzedni rząd, jak wiemy, zawalił sprawę w tej kwestii, ale obecny też nie ma żadnej gwarancji, że wykorzysta wszystkie te środki. Opowiadanie, że „mamy” te środki to jest oszukiwanie ludzi.
Dlatego przychylne względem PO media na wszelki wypadek już dmuchają na zimne i próbują przygotowywać czytelników na problemy i podpowiadać „genialne pomysły” jak je wydać szybko.
Przykładowo nasz ulubiony Witold Gadomski w Wyborczej przeprowadził wywiad ze specem z agencji konsultingowej. Ten biznes polega na „wspieraniu przedsiębiorców”, więc jakie mógł naszemu „fachurze od gospodarki w Wyborczej” dać porady w kwestii ogarnięcia (publicznych!) środków z KPO? To proste: trzeba rozdać jak najwięcej „przedsiębiorcom”.
Spec od wspierania firm żali się: „Gdy KPO powstawał alarmowaliśmy, że nie ma w nim praktycznie wsparcia dla przedsiębiorstw prywatnych. Jest dla państwa, różnych instytucji, samorządów, w najlepszym wypadku dla państwowych przedsiębiorstw. A przecież KPO miało zapewnić po kryzysie odbudowę konkurencyjności gospodarki”.
Firmy głównie zajmują się całymi latami, jak „innowacyjnie” wydoić środki publiczne (a szczególnie unijne) i je potem przepalić na bezsensowne pomysły i wypłaty dla zarządów.
Gadomski wydaje się być zachwycony i oczywiście z tym, co opowiada „pan fachowiec” nie polemizuje. Za to przypomniał sobie, że „Lewica głosowała za ratyfikacją Funduszu Odbudowy, dając tym samym wsparcie rządowi Morawieckiego, któremu brakowało głosów, pod warunkiem wprowadzenia do KPO budowy mieszkań na wynajem.”
No nie mógł się powstrzymać. Libki nigdy nie wybaczają.
Xavier Woliński