Miałem już wizyty Bidena nie komentować, bo nie ma tutaj (przynajmniej w zakresie tego, co jest jawne) merytorycznej treści do dyskusji. Jednak to, co się dzieje za każdym razem, kiedy przyjeżdża prezydent USA do kraju mnie żenuje. A teraz żenadometr chyba został całkowicie przebity.
Najpierw przemówienie w oprawie raczej przypominającej kampanie wyborczą, a nie kontekst tragedii wojennej. Światła, muzyka rozrywkowa, uśmiechy, dzieci… Szoł niczym w wakacyjnym blockbusterze z obowiązkową przemową prezydenta USA o tym, że obroni nas przed kosmitami. Naprawdę, to nie jest dobry czas na tego rodzaju przedstawienia i oprawę. Spodziewałbym się większej powagi. Niedaleko stąd giną ciągle ludzie. To nie jest film.
Ale to jeszcze nic. Poziom naszej publicznej debaty ujawnia dyskusja, która trwa od wczoraj, czy Biden rozmawiał kilkadziesiąt sekund, minutę, a może sześć minut z Trzaskowskim, czy Tuskiem. To jest po prostu totalna infantylizacja polityki. Czy to są dorośli ludzie, czy jakieś dzieci, które pchają się do zdjęcia z wujkiem z Ameryki?
Ludzie, wasze fotki, uściski dłoni, uśmiechy do zdjęć i minutowe „rozmowy na szczycie”, nie mają znaczenia. Nie mają znaczenia czy wasze ego zostało odpowiednio połechtane i czy dłużej Biden rozmawiał z Dudą czy Tuskiem, ja pierd…
Właśnie oglądałem przypadkowo filmik, jak w żołnierzy trafił pocisk. I informacja, że znowu na Charków spadły rakiety. To jest prawda, a nie film. Naprawdę nie mogę na tych skoncentrowanych na sobie ludzi już ani patrzeć, ani ich słuchać, ani traktować poważnie. Politycy to jest inny jakiś gatunek człowieka.
Xavier Woliński