Dziennikarscy żołnierze polityczni

Stanowski powinien zacząć się określać jako „prankster”, czy inny „żartowniś”, bo ostatnio głównie to mu wychodzi. Niemniej jednak faktem jest, że udało mu się wkręcić mnóstwo utytułowanych dziennikarzy w fejka.

Otóż w internecie pojawiło się nagranie rzekomego z rzekomego kolegium Kanału Zero, w którym miał namawiać współpracowników do tego, żeby nie pisać o Funduszu Sprawiedliwości i Ziobrze. Mówi, że „ja bym to przykrył”, „nie będziemy grać w jednej drużynie z Giertychem” i że „taką mamy linię”.

Szerować ten filmik zaczęło mnóstwo dziennikarzy, zwłaszcza tych wzmożonych. To było dość zabawne widzieć, jak utytułowani grandpressami dziennikarze, nawet „śledczy”, szerują bez zastanowienia filmik opublikowany przez… Zbigniewa Stonogę. No, naprawdę, który mamy rok, żeby ufać bez sprawdzenia temu panu.

Okazało się potem, ze w filmie nie zgadzają się daty, fakty i sytuacje. Sam Stanowski na drugi dzień w holyłudzkim stylu ujawnił „pranka” a jego film o tym ma milionowe wyświetlenia.

Generalnie żenada na każdym polu. Z jednej strony możliwe, że Stanowski zrobił „kontrolowaną aferę”, żeby potem już nikt nie miał odwagi się go czepiać za powiązania z prawicą. Z drugiej jednak strony cała ta sytuacja nie za dobrze świadczy o samych dziennikarzach. Co prawda masowo potem kasowali swoje wpisy, ale ślady i zrzuty ekranów zostały.

Wzmożenie polityczne w Polsce jest już takie, że ludzie są w stanie uwierzyć w każdą bzdurę, byleby potwierdzała ich światopogląd. Ale od dziennikarzy powinno się wymagać trochę więcej. Ostatnio jednak ci zmienili się w żołnierzy politycznych na wiecznej wojnie PO z PiS. Tutaj nie ma czasu na myślenie, tu trzeba naparzać, czym się da we wroga.

Tymczasem dziennikarz nigdy nie powinien ufać żadnej partii, żadnej frakcji walczącej o koryto. W teorii powinien być sługą czytelników. Ale wiadomo, jak jest w rzeczywistości. Układy układziki, reklamodawcy, itd. Na niezależność pozwolić sobie mogą ci finansowani społecznościowo (polecam przy okazji wspierać patronite.pl/Wolnelewo).

W każdym razie ja staram się być wierny tej zasadzie, że służę wam, a nie jakimś rozgrywającym wśród elit, partyjnym sztabom, biznesowi, czy dziwnym układom. Jest parę osób jeszcze w mediach głównonurtowych, którzy starają się być wierni powołaniu dziennikarskiemu, ale wydaje mi się, że są wypierani z każdym rokiem przez „żołnierzy”. W każdym razie na pewno nie mają lekko, żeby nie poddać się tej atmosferze wojny bliźniaczych prawic.

W dodatku zauważcie, że przytłaczająca większość dziennikarzy pracuje w Warszawie i tam mieszka. Wbrew pozorom to jest nie tak duże miasto. I te lokalne, miejskie układy wpływają też na to, o czym i jak się pisze. Tak wygląda zresztą cała polityka w Polsce. Wszystko podporządkowane warszawskim rozgrywkom. A my i z Wrocławia i z Lublina i ze Szczecina musimy te układy traktować jak własne. Bo ktoś kogoś zwolnił z redakcji, albo pokłócił się przy układaniu list wyborczych.

Xavier Woliński