Wczoraj Jeff Bezos ogłosił zmianę polityki redakcyjnej w gazecie Washington Post, której jest właścicielem. Na portalu X oświadczył, że nakazał dziennikarzom od teraz wyłącznie „bronić dwóch filarów: wolności osobistych i wolnego rynku”.
Dodał, że nie ma już rzekomo zapotrzebowania dla „sekcji opinii, która starała się obejmować wszystkie poglądy”. Ponieważ „dzisiaj robi to internet”. Potem ni stąd, ni zowąd uderza w hiperpatriotyczne tony „jestem z Ameryki i dla Ameryki i jestem z tego dumny”.
„Zaproponowałem Davidowi Shipleyowi [dotychczasowemu głównemu redaktorowi działu opinii – przyp. XW], którego bardzo podziwiam, poprowadzenie tego nowego rozdziału. Powiedziałem mu, że jeśli jego odpowiedź nie brzmi „cholera, tak”, to powinna brzmieć „nie”. Po dokładnym namyśle David zdecydował się odejść. To znacząca zmiana, nie będzie łatwa i będzie wymagała 100% zaangażowania — szanuję jego decyzję. Będziemy szukać nowego redaktora działu opinii, który będzie odpowiedzialny za ten nowy kierunek”.
To ciekawy wgląd w sposób rozumowania jednego z najbardziej wpływowych i potężnych oligarchów tego świata. Jego zdaniem obrona wolności polega na tym, że publikowane będą treści tylko takie, które podobają się Bezosowi. A jak ktoś ma inne zdanie, to „jest od tego internet”. Zwłaszcza chodzi tu o podejście wolnorynkowe. Oczywiście nie chodzi Bezosowi o żaden „wolny rynek” z teoretycznych książek libertarian, ale o kontynuowanie modelu kapitalizmu, w którym dochodzi do hiperkoncentracji bogactwa w rękach garstki oligarchów. Teraz już wiemy, że to Bezos osobiście będzie definiował, czym jest „wolność” oraz „wolny rynek” i żadne odmienne opinie nie będą tolerowane.
Wszak Washington Post to nie był organ socjalistów dążących do likwidacji kapitalizmu, ani nawet socjaldemokratów, ale pismo centrowe, gdzie co najwyżej czasem pojawiały się głosy jakiejś reformy. Chodzi więc nie tyle o wyrugowanie ostrych krytyków kapitalizmu, bo takich raczej tam nie publikowano, co wycięcie głosów z konkurencyjnych nurtów związanych z reformą kapitalizmu.
Równocześnie widać tu wyraźnie, że oligarchia nie tylko chce, aby jej wizje były realizowane, ale żeby były realizowane entuzjastycznie („hell yes”). Tak widzą zarządzanie w swoich firmach, dlatego też w naturalny sposób ciążą ku autorytaryzmowi. Wszak Amazon Bezosa też nie słynie z wolnościowych form organizacyjnych.
Zwiastuny tego sposobu myślenia były widoczne już lata temu. Niedługo po przejęciu gazety, w siedzibie pojawiły się na ścianach cytaty ze „złotych myśli” Bezosa w rodzaju „What’s dangerous is not to evolve”.
Ostatnio doszło też do afery w sprawie Ann Telnaes. Dotyczyła jej rezygnacji z pracy jako karykaturzystki w „Washington Post” w styczniu 2025 roku, po tym jak gazeta odmówiła publikacji jej satyrycznego rysunku. Karykatura przedstawiała właściciela gazety, Jeffa Bezosa, wraz z innymi potentatami technologicznymi i medialnymi, takimi jak Mark Zuckerberg i Sam Altman, klęczących przed Donaldem Trumpem i oferujących mu worki z pieniędzmi, co miało być krytyką ich wkupywania się w łaski prezydenta elekta.
Oczywiście to wszystko odbije się na sytuacji finansowej WP, bo dotychczasowi czytelnicy nie akceptują zmiany polityki redakcyjnej. W ostatnich miesiącach gazeta straciła setki tysięcy subskrybentów, a teraz ten proces tylko przyspieszy. Bezos zapewne jest tego świadom. Po prostu spisał ją już na straty, bo koliduje mu z innymi biznesami, którym mógłby zaszkodzić Donald Trump. Ponieważ tu o niego, o „króla USA” tu chodzi, stąd zwrot prawicowy, który próbuje wymusić szef Amazona na gazecie, doprowadzając ją w efekcie na skraj upadku.
W każdym razie naświetlenia kolejnej afery Watergate przez Washington Post już nie będzie. W dziennikarstwie śledczym przodują już inne pisma, w tym portale internetowe.
Oczywiście dla krytyków kapitalizmu, to nic nowego ani zaskakującego. Już wcześniej kontrolowane przez oligarchów i korporacje media propagowały taką czy inną formę kapitalizmu. A ludzie, którzy próbowali zwracać uwagę na to, że kapitalizm zawsze prowadzi prędzej czy później do likwidacji wolności i jest po prostu szkodliwym systemem, byli ignorowani w debacie publicznej.
Teraz już oligarchowie nie muszą się z niczym ukrywać i działać subtelnie. Mówią: „Mamy was w garści, i co nam zrobicie?”. Ma to związek z głębokimi i systemowymi przemianami w samej strukturze kapitalizmu, a nie wyłącznie kaprysami tej czy innej figury. Teraz po prostu już mogą tak zrobić, bo nie ma żadnych silnych, autentycznie niebezpiecznych dla nich ruchów społecznych. Już nie muszą się bać. Albo tak im się wydaje, że nie muszą…
Xavier Woliński