Jak zostać bohaterem, w którego obronie toczą się debaty i pojawić się na okładce poczytnego tygodnika?
Dać się „scancelować”! A jak dać się scancelować? To proste. Wystarczy spowodować kolizję po pijaku, albo być szefem tyranem, albo zrobić cokolwiek nagannego, co wywoła powszechną, „ludową” krytykę. Ponieważ jak krytyka jest „ludowa” to stoją za nią albo „starzy pisowcy”, albo „młoda lewica”. Więc z definicji jest to krytyka niesłuszna, warcholska i podszyta plebejskim kompleksem.
W tym duchu więc mamy np. w Polityce kolejny tydzień już debaty czy wolno „cancelować” Tomasza Lisa za to jak rządził w Newsweeku. Trzy teksty o tym poszły już, a końca nie widać. Teraz doszedł nowy temat. Stuhr. Autor tygodnika napisał wypracowanie dlaczego Stuhr i generalnie Stuhrowie to wielcy ludzie są. Wybitni aktorzy i „habsburscy” tacy, nie jacyś tam tutejsi. I ta wybitność kole w oczy wrażych „ludowców”.
„Oczywiście tego rodzaju zdarzenia z udziałem „znanych i lubianych” miały miejsce już nieraz w przeszłości. Za każdym razem stawiając na nogi opinię publiczną oraz prowokując rytualną dyskusję moralistów z relatywistami” – oznajmił autor. No więc jeśli ktoś spodziewał się, że zajmie jakąś pośrednią, problematyzującą, pozycję, ten się pomylił. Postanowił pójść w ten relatywizm aż zaskwierczało.
Pomijam fakt, że jak np. poseł PiS spowoduje wypadek to tamte media też go bronią, ale częściej próbują przemilczeć fakt, bo to jednak obciach jest. Typowa „obrona swoich” i tu różnicy nie ma. Ale w przypadku libkowych mediów dochodzi do tego ogólna „obrona elit”, które są rzekomo teraz oblężone z jednej strony przez władzę oraz rozhisteryzowanych młodolewicowych politpoprawnych „cancelistów”. Ci są najgorsi i dlatego nienawidzą ich i pisowcy i libki na równi, bo brużdżą i jednej frakcji elity i drugiej. I czegoś chcą. Jakichś dajmy na to „równych standardów”.
A wszystkiemu winien „lud”:
„W głośnej rozmowie z Tomaszem Lisem w ,,Newsweeku”, Jerzy Stuhr stwierdził, że u źródeł politycznego przewrotu stoi „zemsta folwarcznych chłopów za wielowiekowe ciemiężenie”. Jak to u aktora, który pracuje na klasycznych tekstach: zapewne miał na myśli nie przezwyciężalny antagonizm z ,,Wesela” Wyspiańskiego („Pon jest taki, a jo taki!”). Ale w dyskursie zdominowanym przez antyelitarny pisowski populizm oraz nowolewicową poprawność takich rzeczy mówić nie należy, szczególnie kiedy jest się częścią tzw. elity”.
Im bardziej jesteś cancelowany tym większa sława. Nic tylko być „cancelowanym” w ichnim świecie. Mnie to przypomina opowieści kleru o tym, że chrześcijanie są obecnie najbardziej prześladowani w Polsce. To jest żenujące. Naprawdę lepiej już jakby milczeli, bo odwracanie kota ogonem i robienie ze Stuhra ofiary to naprawdę przesada.
Zaraz po zdarzeniu napisałem na Twitterze: „Większość skupia się na tym co czuje Stuhr, co przeżywa, co napisał, czego nie napisał. I się kręci znowu świat wokół celebryty.
Ale ważniejsze jest, co czuje i jak się czuje potrącona przez niego osoba. To na ofierze powinna skupiać się nasza uwaga, a nie cierpieniach aktora”.
Wówczas jeszcze miałem nadzieję, że się ogarną. Ale oni nie mają od dawna już poczucia żenady. I jedni i drudzy. A my musimy żyć w kraju przez nich ulepionym.
Xavier Woliński