Kapitalizm wszystkich w końcu „zracjonalizuje” i „zredukuje”, albo przynajmniej takie jest jego dążenie. Aktualnie zredukował dział korekty w Wyborczej, bo wiadomo, po co to komu. Dziennikarz obecnie to jest już człowiek-orkiestra, więc skoro może zrobić smartfonem zdjęcie do tekstu, to i sam sobie może go poprawić.
Zawsze, kiedy oddaję tekst do tej czy innej redakcji tego, czy innego szacownego, choć zazwyczaj niszowego pisma, z niecierpliwością czekam na to, co zrobią z nim redaktorki i korektorki. To jest fascynujące, obserwować jak pod wpływem innego mózgu twój tekst ulega zmianom. Nie zawsze sensownym i zdarza mi się (choć bardzo rzadko) wchodzić w spór i upierać się np. przy użyciu jakiegoś konkretnego słowa. Ale chyba nie jestem najtrudniejszym z twórców, jak sądzę. I wbrew oczywistemu, przypisanemu chyba każdemu autorowi, przesadnemu ego, staram się samoograniczać i przyjmować pokornie efekt.
Tym bardziej że dla mnie pisanie zawsze jest czynnością kolektywną. Wynika wszak z lektur innych osób piszących, dyskusji z innymi osobami itd. Samodzielnie nie jesteśmy w stanie stworzyć nie tylko ołówka, ale także tekstu.
I teraz kapitalizm coraz bardziej nas tej kolektywnej strony chce pozbawić. I nie, to nie jest zagrożenie ze strony AI, tylko zarządzających tym absurdem całkiem ludzkich istot. Działy korekty są wycinane już któreś dziesięciolecie. W internecie prawie już chyba nie istnieją, a zachowały je wyłącznie już niemal właśnie niszowe pisma, o których pisałem wyżej.
A pamiętam dokładnie, jak pierwszy raz podejmowałem pracę w pewnym lokalnym, choć dużym, dzienniku, jak z wielkim uznaniem przyglądałem się pracy korektorek. A na „zrobienie materiału” chodziłem z kolegą fotoreporterem. Nie ma już ani korektorek, ani fotoreportera, ani nawet tego dziennika. Mnie też tam już od wielu lat nie ma, sam się zwolniłem, zanim został wchłonięty i zlikwidowany przez konkurencyjne korpo.
Wszyscy zostali „zracjonalizowani”.
Xavier Woliński