Karuzela stanowisk się rozkręciła, a politycy po raz kolejny udowadniają, jak bardzo mają gdzieś swoje zobowiązania.
W rządzącej ekipie najwidoczniej nie ma pewności względem tego, ile ten rząd jeszcze będzie funkcjonował, więc całymi stadami zapisują się na listy kandydatów do Parlamentu Europejskiego.
Bartłomiej Sienkiewicz uznał, że bycie ministrem kultury to żadne frukta, a trzeba jednak trochę wysiłku włożyć, więc ewakuuje się na europejską synekurę. I dostał jedynkę w Krakowie. Podobnie minister aktywów państwowych Borys Budka, który lideruje liście w Katowicach. Marcin Kierwiński stojący na czele MSWiA katapultuje się z listy warszawskiej.
Za to do polityki wraca „ulubienica” ruchu lokatorskiego, czyli była prezydentka Warszawy, Hanna Gronkiewicz-Waltz. Już najwidoczniej zdaniem władz PO odpokutowała i może dostać nagrodę za całokształt w postaci lukratywnego stołka w Parlamencie Europejskim. Sama kandydatka chyba nie jest pewna swego: – Zobaczymy, czy mieszkańcy stolicy mi zaufają. – powiedziała w rozmowie z Interią. Spokojna głowa pani Haniu, warszawski beton libkowy wybierze nawet konia, jeśli Tusk tak zdecyduje.
To nie koniec. Do PE wybiera się też Krzysztof Hetman, minister rozwoju i technologii z Trzeciej Drogi. Co wywołuje kolejny w ciągu ostatnich miesięcy stan zawieszenia w ministerstwie, które akurat jest kluczowe dla obszaru, który mnie interesuje szczególnie, czyli mieszkaniówki. Rozgardiasz potęguje fakt, że ze stanowiska wiceministra odpowiedzialnego za tę działkę odszedł także Krzysztof Kukucki, bo ministrowanie było tylko ewentualną przechowalnią w razie gdyby nie został prezydentem Włocławka.
Próbujemy od paru miesięcy załatwić drobną poprawkę do ustawy w sprawie wykupu byłych mieszkań zakładowych. Ma naprawić błąd poprzedników. Poprawkę pilotuje ministerstwo. Urzędnicy mają mniej więcej to przygotowane, ale nie ma osoby decyzyjnej, bo te prowadzą od miesięcy nieustanną kampanię wyborczą i najwyższe stołki podlegają ciągłej rotacji. Taki oto mamy stosunek obecnie do spraw mieszkaniowych w ekipie rządzącej. Jeśli ktoś liczy, że tutaj, w tej palącej sprawie, cokolwiek szybko się zmieni, może się zdziwić.
Kompletny rozgardiasz i dziecinada. To nie są poważni ludzie, ani ludzie, którzy by poważnie myśleli o jakichkolwiek wyzwaniach, którym musimy sprostać. To są po prostu koterie walczące o stołki bez względu na koszty. I nie chodzi wcale o to, ile kosztuje ich utrzymanie, ale brak decyzyjności w poszczególnych ministerstwach powoduje konkretne zaniedbania i kosztowne opóźnienia.
Jak słyszymy, że „idą nowe wybory”, to ludzie próbujący cokolwiek poważniejszego załatwić, wiedzą, co to oznacza. Kolejne co najmniej pół roku bez realizacji konkretnych spraw. Tak to wygląda w systemach ściśle hierarchicznych. Góra „rotuje stołki”, reszta czeka, choć wcale by nie chciała. Wielu urzędników autentycznie chciałoby popchnąć sprawy już do przodu, żeby im nie wisiały kolejny rok, ale nieustanny cyrk wyborczy i zainteresowanie wyłącznie swoim interesem polityków blokuje mnóstwo rzeczy.
Xavier Woliński