Komu wolno kupić TVN?

„Słychać pogłoski o sprzedaży TVN Węgrom sprzyjającym PiS. Rynek medialny, jak cała reszta leży na suwerennym terytorium Polski i nie wyobrażam sobie, by państwo w takiej transakcji mogło być całkiem wykluczone i całkiem obojętne” – napisał na Iksie jeden z „ojców transformacji” Waldemar Kuczyński.

Mniej znany niż Balcerowicz, ale nie mniej „betonowy”, jeśli chodzi o kwestie ekonomiczne. A tu taki zwrot akcji. Zapachniało „komunizmem” (tak jak oni od lat go definiują).

Jak sprzedawali całe zakłady konkurencji z zachodu, która potem te zakłady niejednokrotnie likwidowała (żeby pozbyć się konkurencji właśnie), to im nie przeszkadzało. „Tak działa wolny rynek” – mówili. A wolny rynek to wyrok natury. Z naturą zaś się nie dyskutuje, więc cicho tam robolu i nie pyskuj, że tracisz pracę.

Co innego, kiedy prywatna firma ma zamiar sprzedać innej prywatnej firmie ich ulubioną telewizję. Właściciel im się nie podoba, bo podejrzewają, że zlikwiduje TVN, jaki znają i lubią. Wtedy ma wkroczyć państwo bezwzględnie. Wówczas pojawiają się wezwania do „bezpieczeństwa państwa”, „pluralizmu” i tak dalej.

Jak padają lokalne pisma, a na placu boju zostaje głównie gazeta wydawana przez lokalnego prezydenta, to im nie przeszkadza, bo prezydent akurat jest libkiem i słuszną linię ma gazeta. Wtedy pluralizm nie jest zagrożony, choć media lokalne są jednym z filarów, na którym opiera się jakakolwiek forma demokracji. Ponieważ demokracja działa tylko wówczas kiedy jest zdecentralizowana. Także medialnie. Natomiast teraz mamy taką sytuację, że media są absurdalnie scentralizowane w Warszawie i opanowane w dużym stopniu przez dwa konglomeraty biznesowo-polityczne.

To ich nie trwożyło, ale to, że nie będzie tego paździerzowego Szkła Kontaktowego już bardzo.

I żeby było jasne, wcale mi się nie podoba, że jakiekolwiek medium wpadnie w łapy oligarchy takiego czy innego. Media powinny być w rękach dziennikarzy i czytelników, a nie wpływowych baronów.

Tu jednak chodzi o hipokryzję libkowych środowisk. Sami stworzyli wszak taki system, w którym każdy oligarcha wschodni czy zachodni może sobie kupić, co chce. Może sobie jak w USA kupić całe medium społecznościowe z ogromnymi globalnymi zasięgami i tam rozpowszechniać swoją propagandę. Może sobie kupić węgierski oligarcha duże medium w Polsce i zrobić z nim co chce. Generalnie prawie już nie ma mediów niekontrolowanych przez wielki biznes, co jest najczęściej połączone z wielką polityką.

Nie mamy „swoich” mediów. Praktycznie nie ma już np. mediów pracowniczych czy spółdzielczych. Wszystko jest coraz bardziej w łapach kilku osób na świecie. I to oni kształtują nasze opinie i gusta. Nie tylko to, co myślimy, ale nawet to, co jemy. I pozostały tylko albo „ostatnie bastiony”, albo takie „partyzanckie” projekty jak mój, gdzie mogę pisać swobodnie.

I to właśnie takie osoby jak Kuczyński twierdziły i nadal twierdzą, że to, co zbudowali to kraina „wolności”. Wolności dla kogo?

Xavier Woliński