Mentzen napisał wczoraj chyba najdłuższy tekst w życiu, prawdziwą ścianę tekstu, żeby wytłumaczyć, dlaczego Konfederacja weszła w sojusz z Alternative für Deutschland w Parlamencie Europejskim.
To całkiem logiczne, że weszli do koalicji z partią proputinowską. I tak bardzo wybielającą niemieckie zbrodnie w czasie II Wojny Światowej, że stali się zbyt skrajni nawet dla Marine Le Pen. Sami politycy Konfederacji pisali wcześniej, że AfD jest partią antypolską.
Ale o co chodzi? Wiadomo o co chodzi. Tłumaczy to Mentzen:
„Mieliśmy wybór pomiędzy tą grupą, a brakiem jakiejkolwiek przynależności. Bycie europosłem niezrzeszonym jest kompletnie bez sensu. Ma się bardzo mało wystąpień, mało funduszy, mało pracowników w Brukseli, nie można sobie swobodnie wybrać komisji, w której chce się pracować”.
I jeszcze mój ulubiony fragment tekstu Mentzena: „W AfD są politycy określani jako prorosyjscy? Są.” Ano, są i w czym problem? Dla Mentzena żaden. My znamy historię, więc wiemy, w jakim kierunku to zmierza. Wszak jeden z liderów AfD ogłosił w 2021 roku, że pakt Ribbentrop-Mołotow był „słuszną decyzją” Stalina.
Przy okazji pokazuje to jak wąskie pole manewru ma Konfederacja i jak skrajna to partia, skoro nikt inny poza najskrajniejszymi partiami nie chce z nimi współpracować.
Konfa tak bardzo rzekomo przejmuje się losem Polonii. Tymczasem przykładowo w Nadrenii-Palatynacie AfD domaga się likwidacji lekcji języka polskiego w szkołach, z których korzysta m.in. kilkuset polskich uczniów. W ramach oczywiście walki z migrantami.
Jak Niemcy zaczną wstawać z kolan pod ich wodzą, to ja wolę być gdzieś daleko. I od AfD i od jej polskich kolaborantów.
Komu oni służą, chyba jest już oczywiste dla każdej myślącej osoby. To samo działo się przed wojną przecież. Jeszcze w 1939 roku prasa nacjonalistyczna broniła ówczesnej polityki Niemiec, jako rzekomo niezagrażającej Polsce.
Im więcej frazesów o Polsce, ojczyźnie i narodzie, tym bardziej są podejrzani.
Xavier Woliński