Już się zaczęło tradycyjne zapędzanie lewicowców „do budy” kijem przez libków. Wiadomo. Gardzimy waszymi poglądami np. na kwestie gospodarcze, prokuratura będzie ścigać aktywistki, generalnie chcemy, żebyście już się skończyli, ale macie dać głos „ku chwale ojczyzny”. My się ślinić będziemy zaś do konfy, dzięki czemu jeszcze bardziej urośnie i jeszcze bardziej od niej będzie zależał przyszły rząd.
Stare, znałem. Jak widać, jednak można wyrwać się z tego toksycznego związku i zrobić niezły wynik.
Ale ja nie o tym. Tutaj mamy do czynienia z czymś więcej niż tylko jakieś chwilowe lokalne wahnięcie, czy wynik wyłącznie taktyki wyborczej. To jest problem strukturalny i to nie tylko w Polsce, ale w całym tzw. liberalno-demokratycznym świecie.
Ludzie są głęboko nim rozczarowani, sfrustrowani i zmęczeni status quo. Widać to w Europie, widać to w USA. W wielu krajach. Od dawna piszę tutaj, że świat wszedł w okres trwałej i pogłębiającej się niestabilności gospodarczej, politycznej oraz co będzie z każdym dziesięcioleciem narastać – ekologicznej, klimatycznej. To wszystko będzie generować nawarstwiające się problemy, których nie będzie w stanie złagodzić obecny system polityczno-gospodarczy.
Dlaczego więc skłaniają się ku prawicy obecnie? Nie tylko w Polsce. To wynika oczywiście z wyczuwania przez ludzi tej niestabilności i tego, że obecna struktura i obecnie dominujące liberalne siły polityczne nie radzą sobie.
Jednocześnie jednak hegemon, jakbym byli liberałowie przez ostatnie kilkadziesiąt lat, wytwarza swoją własną opozycję. Trochę na swój obraz i podobieństwo, ale w wykrzywionym zwierciadle. Sam określił ich jako „populistów”, przy okazji dodając im siły, bo skoro ktoś jest po stronie „populusu”, czyli ludu, to znaczy, że jest po stronie większości.
Prowadząc niejednokrotnie antyspołeczną, antyludzką i jednocześnie arogancką politykę gospodarczą i społeczną, stworzyli sobie prawicowego konkurenta. Prawicowego, bo lewicowy jest „nie do pomyślenia”. Liberał woli z natury swojej prawicowego przeciwnika niż lewicowego, bo pozornie łatwiej mu z nim wojować. Przede wszystkim prawicowiec rzadko podważa podstawy obecnego systemu. Atakuje wyłącznie jego skutki. A to jest dla liberałów najważniejsze: kapitalizm. Ważniejsze niż demokracja, wolność, czy inne wartości.
Prawicowiec więc nie będzie zwracał uwagi na kryzys klimatyczny, tylko będzie opowiadał baśnie o „spisku woke”, prawicowiec nie będzie próbował krytykować kapitalizmu, jako wszechogarniającego światowego systemu, tylko będzie odwracał uwagę w kierunku wrogów wewnętrznych i przede wszystkim zewnętrznych. Czasem zrobi jakiś socjalny ruch, żeby utrzymać poparcie „ludu”, ale w żaden sposób nie naruszy mechanizmu generującego problemy gospodarcze.
Mało tego, rozwiązywanie przyczyn problemów nie jest jego celem, bo wówczas utraciłby wspaniałą maszynerię, która generuje mu poparcie. Kryzysy gospodarcze i inne powodują, że poparcie mu rośnie, więc dlaczego miałby usuwać kurę znoszącą złote jajka?
Liberałowie, ze względu na „odklejenie” i „dziwaczność” prawicowych koncepcji, uważają, że to łatwiejszy przeciwnik, niż lewicowiec, który jest niebezpieczny, bo zwraca uwagę na mechanizmy i materialne przyczyny. Dlatego, wszędzie gdzie się da, wzmacnia prawicę kosztem lewicy na lewo od liberałów. Zwłaszcza tej, która określają w mainstreamie jako „radykalną”.
Jednocześnie liberałowie próbują utrzymywać swoją hegemonię często dość topornymi środkami, np. zakazami administracyjnymi, co powoduje tylko uwiarygodnienie wśród sfrustrowanych ludzi opcji prawicowej. Skoro tak bardzo ich próbują zakazać, to widocznie prawica ma rację – sądzi wiele osób. To powoduje dalszy wzrost skrajnej prawicy, aż nie da się ich już kontrolować i przejmują władzę. To mechanizm dość znany.
To zaś powoduje kolejne erupcje histerii, połajanek, moralizowania i ogłaszania „końca świata” i tak dalej. Dobrze to znamy w Polsce od 30 lat.
W moim przekonaniu obecny system jest już zasadniczo martwy. Tak długo będą ogłaszać „zagrożenie dla demokracji”, aż już nikt na to nie będzie zwracał uwagi. Jednocześnie nie rozumiejąc, że to oni podkopują swoimi działaniami tzw. demokrację liberalną. Jeszcze się bronią, ale sami liberałowie swoimi manewrami i zwykłą głupotą doprowadzają do jej zawalenia. Czego elementem jest sztorcowanie, obrażanie i obwinianie za wszelkie problemy wszystkich poza nimi samymi.
Obrona tego wszystkiego to obrona ancien régime. W moim przekonaniu coraz bardziej jałowa, choć niewątpliwie, zwłaszcza ludzie starszego pokolenia, będą robić wszystko, żeby go ratować. Lewica powinna zacząć myśleć o przyszłości, o tym, co będzie po tym, jak już liberałowie wraz ze skrajną prawicą zniszczą go wśród tej szamotaniny. Ktoś będzie musiał zaproponować wśród tego chaosu coś lepszego.
Z jednej strony więc nie należy poddawać się wezwaniom żeby wsiąść do tonącego okrętu, a z drugiej strony proponować ludziom jakąś nadzieję. Nie fantazje, ale realne rozwiązania. Oparte o realne więzi między ludźmi, a nie rycerzy na białych koniach. Mamy tylko siebie nawzajem. Bardziej ekologiczną, bardziej ludzką, bardziej solidarną, wolnościową i sprawiedliwą przyszłość. W której nikt nie pozostaje porzucony w imię wzrostu PKB, pozostawiony sam sobie, ale też, w której żaden biurokrata z centrali nie steruje każdym aspektem naszego życia.
Wśród narastających mroków, ktoś musi zapalić latarnię.
Xavier Woliński