Aby zrozumieć, dlaczego w tym kraju jest, jak jest, trzeba sobie uświadomić jak bardzo obecne elity w rozmaitych obszarach: politycznych, gospodarczych, medialnych są konserwatywne.
I nie mówimy tutaj wyłącznie o środowiskach, które same wprost określają się jako konserwatywne, ale także tych, które u nas uchodzą za „liberalne”. One są liberalne głównie z nazwy i przede wszystkim po to, żeby odróżnić jedno środowisko walczące o władzę od środowiska konkurencyjnego.
Każdy uważny obserwator polityki i mediów oczywiście wie o tym od dawna, ale do tej pory można było to maskować różnymi hasłami w rodzaju „proeuropejskość” (co objawia się głównie poprzez machanie niebieską flagą, ale też głównie jako totem, który ma odróżnić „nas od tych drugich”, a nie wyraz jakiejś głębszej idei), albo „modernizacja”. Tymczasem od kiedy spora część elit odkryła media społecznościowe, w tym zwłaszcza Twittera/X-a, możemy na żywo obserwować strumień świadomości, który produkują. Bez upiększeń redakcji, bez większej autocenzury. I tam już nie ma w zasadzie wątpliwości, że mamy do czynienia z większą lub mniejszą konserwą.
Nie ma też wątpliwości, że elity są bardziej konserwatywne niż ogół populacji. Ludzie są mniej przywiązani do rozmaitych ideologii, czego nie można powiedzieć o naszych „libkach”. To słowo, trochę już zużyte w internetowych wojenkach, dobrze oddaje tandetę naszych „liberałów”. Libek to taki liberał, ale „nie za bardzo”. Liberał na wschodnioeuropejską modłę. Tania podróbka liberalizmu. Co najwyżej konserwatywny liberał. W tym wydaniu liberalizm został sprowadzony głównie do wychwalania zdziczałego kapitalizmu mniej więcej z okolicy amerykańskich Republikanów, którzy przecież sami się oficjalnie określają jako konserwatyści, a nie liberałowie.
Mamy generalnie mocne przesunięcie na prawo na scenie politycznej, ale niekoniecznie „w ludzie”. Przykładowo obecna koalicja wygrała nie tym, że obiecała realizować politykę prawicową, ale właśnie lewicowo-liberalną. Nie wymarzoną przeze mnie, ale na pewno nie konserwatywną. Liberał Tusk z czasów kampanii okazał się po raz kolejny konserwatystą Tuskiem po przejęciu władzy.
Ludzie głosują nie z przekonania, ale na to, co im prezentuje się w mediach i w wyniku kampanii zastraszania, że jak nie zagłosują za tymi, to przyjdą ci drudzy, jeszcze gorsi. Tak działa „rynek wyborczy”, który jest tylko kolejnym przejawem systemu kapitalistycznego, który zawsze ciąży ku oligopolom. To jedna wielka manipulacja i propaganda.
Nie jest to więc przejaw tego, co ludzie mają realnie w głowach i do czego dążą. To nie jest tak, jak mówią wam niektórzy publicyści i w co sami zapewne wierzycie, że „lud jest durny”. Taką rzeczywistość kreują elity, które kształtują system pod swoje interesy.
Stąd też jedyna nadzieja na zmiany pochodzi od dołu. To raczej te oddolne, czasem drobne początkowo, inicjatywy w końcu zmieniają świat. W Polsce większość pozytywnych zmian przyszła z tego kierunku. Dyskusję o sytuacji mieszkaniowej rozpoczęli zorganizowani lokatorzy i lokatorki, dyskusję o uśmieciowieniu pracy związki zawodowe (początkowo zwłaszcza te mniejsze), ruch praw osób LGBT, czy ruch o zniesienie zakazu aborcji też nie są ruchami odgórnymi.
Wbrew temu, co opowiada prawica, nie ma tu gigantycznych funduszy i wsparcia elit. O wiele większe wsparcie idzie dla konserwatywnych postulatów. Tutaj są wręcz absurdalne pieniądze zaangażowane. Gdybym był prawicowym publicystą, prawdopodobnie pływałbym w basenie z pieniędzmi i to bez szczególnego wysiłku intelektualnego. Nie będę nazwisk podawał, ale wiecie, o kim mowa.
Jest jeszcze jednak nadzieja. To są młode osoby, które dopiero w mediach, edukacji, czy generalnie w działalności społecznej zaczynają się przedzierać przez te złogi i pułapki, które zastawiło na nie starsze pokolenie. Widzę sporo np. młodszych od siebie dziennikarzy, publicystów, edukatorów, aktywistów, itd., którzy i które mają szansę skruszyć ten beton, którego nam się rozbić wcześniej nie udało. Zanim zajmą odpowiednie pozycje w swoich środowiskach zajmie trochę czasu, ale pojawiła się wreszcie jakaś szansa.
Chyba że same z czasem skonserwatywnieją, ale myślę, że to się nie stanie już tak łatwo. To nie są osoby wychowane na bzdurnych broszurkach propagandowych przemycanych z zachodu, jako „nowinki” (a tak naprawdę konserwatywno-liberalne bzdury), nie są już tak niewolniczo przywiązane do kleru, bo nie mają sentymentu „salek katechetycznych z czasów komuny” i nie czują już się w obowiązku chronić interesów tej grupy nawet wbrew faktom. Coraz więcej młodych osób widzi, że zostały oszukane. Że wraz z kapitalizmem nie przychodzi automatycznie dach nad głową i sensowna praca. Za to mamy walkę wszystkich ze wszystkimi, gdzie zawsze wygrywa kasyno, czyli kapitał (zwłaszcza ten duży, który staje się coraz większy).
Wszystko się zmienia i świat za 10 lat będzie zupełnie innym światem, z innymi aktorami i figurami na planszy niż obecnie. Nie będzie łatwo, ale pojawia się nadzieja. A nadzieja wyłania się od dołu, prawie nigdy nie od góry.
Xavier Woliński