Braun wczoraj w Sejmie zniszczył wystawę organizacji „Tęczowe Opole”. To kolejna akcja europosła. Wcześniej za pomocą gaśnicy zgasił, również w Sejmie, świece chanukowe oraz zorganizował „oblężenie” szpitala w Oleśnicy.
Niektóre osoby wyrażają zdziwienie, że państwo tak słabo i powoli działa w tej sytuacji. Straż marszałkowska nie radzi sobie z nim w Sejmie, policja w szpitalu i tak dalej. Ale przecież to nic nowego. Prawicy zawsze było wolno więcej. Przez lata tolerowano np. kolejne wyskoki Korwina, określając je jako „ekscentryczne”.
Organizacje ultrakonserwatywne mogą pikietować i używać ogłuszających dźwięków, nękać ludzi, obrażać w przestrzeni publicznej, zakłócać legalne zgromadzenia i nic, albo niewiele się dzieje ze strony państwowych służb. Zazwyczaj stoją i się przyglądają.
Za podobne czyny czy podobnie ostre słowa nawołujące do przemocy każdy lewak zostałby spacyfikowany w ciągu pięciu minut. Wszystko jedno czego dotyczyłby protest. Akcji na temat zmian klimatu, czy blokady nielegalnej eksmisji. Lewaków wolno bić, poniżać, łamać kości.
Można też utrudniać realizowanie prawa do strajku, próbując uwięzić pracowników. Bowiem w obronie „konserwatywnych wartości”, w tym obrony prawa własności, które w Polsce uważa się za najwyższe prawo stojące ponad innymi (i to wbrew prawu pisanemu, które to państwo samo sobie ustanowiło).
Wszystko to dzieje się na naszych oczach od lat, a publika przyzwyczajana jest do tego, że konserwie wolno niemal wszystko, a lewakom nic.
Nie ma w tym nic zaskakującego. Państwo ze swej natury jest instytucją konserwatywną, a zwłaszcza konserwatywna jest najstarsza, pierwotna część państwa, czyli aparat przemocy. Ten niemal odruchowo stanie po stronie tych, którzy „bronią” konserwatywnych wartości, odruchowo stanie też po stronie tego, kto wygląda na stojącego wyżej w hierarchii społecznej.
Konserwatyzm od wieków uwielbia państwową pałę, która będzie bronić przywilejów tych, którzy są na górze. Może opowiadać o wolności, ale zawsze chodzi im o czyjąś niewolę. Osób LGBT, lokatorów, pracowników, itd.
Dlatego dziwią mnie niektóre konserwatywne elementy na lewicy, które sądzą, że potęga państwa nie zwróci się w końcu przeciwko nim samym. Ten błąd popełnili socjaldemokraci w latach 20. i na początku lat 30. XX wieku. Pomogli zbudować represyjne struktury państwa, które najzwyczajniej przeciwstawiły się nim samym i doprowadziły ich do obozów.
Lewica, jeśli ma przetrwać, nie może opierać swojej siły na instytucjach państwowych, czy elitarnych grupkach, ale musi wyrastać z szerokiego poparcia, z ruchów społecznych, organizacji, związków zawodowych, spółdzielczości. Z dołu innymi słowy.
Cóż z tego, że mamy już teraz liczne prawa. Udało się nam wpisać tam różne rzeczy, papier przyjmie wszystko. Cóż z tego, że mamy np. ochronę posiadania i miru domowego, skoro policja albo biernie przygląda się nielegalnym eksmisjom, albo wręcz w nich pomaga, nie zważając na obowiązujące prawo. Co z tego, że mamy na papierze prawo do strajku, skoro można je zignorować, a następnie ograniczyć wolność strajkującym, a policja nic z tym nie robi „bo to konflikt stron” i niech sąd rozstrzygnie i nawet interwencje ministry pracy nie pomagają?
To nie jest jakaś fantazja, tylko lata obserwacji, jak to się odbywa w praktyce, w terenie, na dole. Tworzy się z tego schemat działania, a nie wypadek przy pracy. Kawaleria państwowa nigdy nie nadjeżdża, albo nadjeżdża, żeby nas rozgonić.
Xavier Woliński