Kraina językowych mędrców

Jerzy Bralczyk Foto: Adam Koprowski, CC BY 4.0, via Wikimedia Commons

Bralczyk powiedział w TVP Info, że pies nie umiera, tylko zdycha i nie podoba mu się mówienie o adopcji zwierzęcia. Miodek powiedział, że język śląski to „gwara”. I burza w mediach.

A może po prostu przestańmy słuchać mędrców językoznawstwa, którzy sami mianowali się kreatorami języka? Jak myśmy przez tysiące lat sobie bez nich radzili? Byliśmy niemi, niepiśmienni i błądziliśmy jak dzieci we mgle. Dopiero jak pojawili się językoznawcy, zaczęliśmy w ogóle mówić!

Ano jednak chyba nie. Językoznawcy i najczęściej poloniści, zostali mianowani prawodawcami języka dopiero w wyniku powstania nowoczesnych nacjonalizmów i w czasie batalii jedynie słusznie narodowej przeciwko lokalnym językom. Trzeba było koniecznie ulepić jakiś sztuczny najczęściej język „narodowy”, „literacki”, elitarny i jedynie poprawny. Szło to w parze z ideologią jedności narodowej. Wszyscy mieli myśleć, wierzyć i mówić tak samo. W Polsce notabene ten eksperyment społeczny, dzięki głównie Stalinowi, dzięki przesiedleniom, a potem Gomułce, dzięki jego „narodowemu komunizmowi”, osiągnął niemal stan idealny.

W banieczce naukowej znany jest bój preskryptywistów z deskryptywistami. Ci pierwsi, jak Bralczyk, nadal chcą jak dawniej siedzieć na tronach w szatach mędrców i mówić ludziom co jest poprawne, co jest niepoprawne, tworzyć kodeksy, prawa i ściśle z ich przestrzegania rozliczać. Ci drudzy uważają, słusznie, że to z nauką nie ma nic wspólnego, a więcej z ideologią. Językoznawca ma się zajmować opisem zjawisk językowych, a nie pełnić funkcję normatywną, czy wręcz represyjną.

Język jest, jak wszystko w życiu społecznym, polem bitwy ideologicznej. Czasem nawet możemy nie zdawać sobie z tego sprawy, że w niej uczestniczymy. „Zawsze się mówiło „pies zdycha”, więc należy tak mówić, a Bralczyk mówi, że tak należy, to znaczy, że mam rację”. Tymczasem język jest żywy i w nim przejawiają się nowe prądy, nowe wrażliwości i nowe sposoby myślenia.

To nie znaczy, że te nowe prądy są zawsze lepsze. Próba utożsamienia płodu z dzieckiem, co robią konserwatyści, dla nas jest zjawiskiem nie do przyjęcia i będziemy temu stawiać opór. Ale to nie językoznawcy będą tutaj sędziami, a wpływ na to będzie miała siła ruchów społecznych, które wzmocnią lub osłabią daną praktykę językową. Tak jak było zawsze, choć elita sobie sama nadawała prawo rozstrzygania takich politycznych sporów.

Jako człowiek wychowany na pograniczu, na Śląsku, uznaję podejście preskryptywistów za opresyjne i tę opresję obserwowałem. Miała wręcz fizyczny wymiar, kiedy bito dzieciaki w szkołach za to, że mówiły „niepoprawnie”, czyli którąś z odmian śląskiego, a nie tak jak sobie tego życzył polonista.

Jeśli twój komunikat jest zrozumiały dla twojego otoczenia, dla tych, do których chcesz dotrzeć z nim, to jest poprawny. Koniec tematu. Bralczyk może przyjechać i opisać: aha, tak tutaj w tej grupie społecznej się porozumiewają i wysłać swoje spostrzeżenia do pisma naukowego. I to wszystko. O ile oczywiście chce występować w roli naukowca. Jeśli zacznie pouczać, jak jego zdaniem powinni się z sobą komunikować, wychodzi z roli naukowca i wchodzi w rolę ściśle ideologiczną. Ma prawo do swoich opinii, jak każdy, ale jego opinia nie staje się prawem.

Xavier Woliński