W ostatnich miesiącach w programie pierwszym rosyjskiej telewizji w audycjach Sołowiowa czy Skabiejewej, trwają istne sense nienawiści. Im słabiej radzi sobie na froncie armia, tym bardziej ta nienawiść się wzmaga.
Wbrew temu, co niektórzy mogą sądzić, nie uważam się za nieomylnego, i że przeciwnik z zasady zawsze jest w błędzie. Dlatego często sięgam po lekturę lub słucham tych z „drugiej strony”, bo może akurat powiedzą coś, co mnie przekona. I niestety zacząłem słuchać co mają do powiedzenia rozmaite „usta Kremla”.
Schemat zwykle jest podobny. W studiu telewizyjnym zbiera się ekipa polityków i „ekspertów”. I zaczyna się seans. Np. ostatnio Andrej Gurulow, generał i deputowany oraz ponoć kolega Putina, wygłosił kilkuminutową tyradę na temat tego, dlaczego należy atakować cele cywilne w miastach ukraińskich. Wymieniał każde możliwe okrucieństwa tak lekko, jakby to była jakaś gra komputerowa. Mówił o doprowadzeniu do zagłodzenia i zamarznięcia mieszkańców miast, tak żeby doprowadzić do złamania oporu oraz do kolejnej fali uchodźców i aby wywrócić Unię Europejską ich „prawdziwego” wroga (obok „Anglosasów”), bo przecież Ukraińcy to tylko zbuntowane pionki.
Najbardziej zaskakuje, że mówił bez owijania w bawełnę i wprost. Zwykle przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że propaganda próbuje wywracać kota ogonem. I tak początkowo chyba próbowali robić, opowiadając o „wyzwoleniu naszych braci”. Ale teraz już z niczym się nie kryją. W tle wystąpienia Gurulowa pokazywali obrazki z atakowania dronami cywilnych dzielnic miasta, eksplozje między blokami mieszkalnymi. Wcześniej takie obrazki pokazywali też z Syrii, ale przecież nie opowiadali jednocześnie, że chodzi o jakieś „wyzwolenie braci”, ale o ekspedycję karną.
Zarówno prowadząca Skabiejewa, jak i inni uczestnicy „debaty” poparli stanowisko kolegi Putina. Zwykle w tym teatrze, dla symulowania pluralizmu, pojawia się w odpowiednim momencie jedna osoba, która nieśmiało próbuje przedstawić jakiś inny punkt widzenia. Jednak służy ona głównie za worek treningowy, żeby „prawdziwi patrioci” na tle tego „miękiszona”, a może nawet wroga wewnętrznego, wyszli odpowiednio „mocarnie”. Tym razem z braku laku próbował w tę rolę trochę wejść współprowadzący (to też często stosowany manewr na „dobrego i złego policjanta”), pytając: „Ale przecież nie chodzi o to, żeby niszczyć cele cywilne, tylko militarne”? Został generalnie wydrwiony i to przez koleżankę Skabiejewą: „Oni chcą nas zniszczyć, więc mamy prawo do użycia wszystkich środków”.
Tak więc to jest podręcznikowa rasistowska polityka. I choć nie przepadam za rządzącą ekipą w Ukrainie z rozmaitych powodów politycznych czy ekonomicznych, to widać, że po drugiej stronie stoją ludzie, którzy bez ogródek mówią o tym, że celem jest ludobójstwo. Nie da się tego wytłumaczyć niczym racjonalnym. Nienawiść jest w tych wypowiedziach gigantyczna i przekracza wszelkie tolerowane przeze mnie dopuszczalne skale dyskusji.
Czytałem podobne wypowiedzi polityków z najgorętszego okresu kolonializmu, kiedy opisywano buntujące się ludy jako gorsze, niewdzięczne i zagrażające supremacji „lepszych ludzi”. Dla kogoś to może być nowe, ale to jest stara znana śpiewka. To jest nade wszystko ekspedycja karna przeciwko zbuntowanej kolonii.
I owszem, zgadzam się, że hipokryzją jest fakt, że ludzi z Europy czy USA zszokowało to dopiero jak metody kolonializmu zastosowano w sercu Europy, a jak podobne ekspedycje były robione przez kraje europejskie czy USA to nikogo specjalnie to nie interesowało (poza oczywiście butowanymi przez wszystkie strony zawsze ludźmi zajmującymi się obroną praw człowieka). Ale nie zmienia to faktu, że teraz także mamy do czynienia z taką ekspedycją, stojącą na skrajnie szowinistycznej podstawie. Żadne przeszłe czy przyszłe przewiny tzw. Zachodu tego nie usprawiedliwiają i nie uzasadniają. Nie ma dla czegoś takiego wytłumaczenia bez względu na to komu i gdzie się to robi.
Xavier Woliński