Krótki test na lewicowca

Wczoraj zamieściłem mema z panią Bożenką, która mówi, że teraz tylko obrażanie mieszkańców wsi, pracowników fizycznych, gorzej wykształconych „i będzie po wyborach”.

Większość z was oczywiście zrozumiała, o co chodzi, ale pojawiły się zadziwiające głosy w stylu „oni nie są niedoinformowani, oni są po prostu źli”, albo „oni nas obrażają, bo założyliśmy korale”, itd.

No więc spróbuję wyjaśnić tu jakieś podstawy lewicowego światopoglądu (nie mylić z liberalnym). To powinno być wykładane w szkołach, ale co zrobić…

Przede wszystkim, od dawna tu piszę, że atakowanie całych elektoratów, dużych i różnorodnych grup społecznych, nie ma sensu i tylko zamyka ludzi w ich przekonaniach. Dlatego staram się tu podkreślać w co drugim tekście, że mi zawsze chodzi raczej o elity polityczne, ekonomiczne, medialne itd. Wszystko jedno czy związane z tą, czy inną sektą partyjną, z tym czy innym konglomeratem, który żeruje na naszych lękach i na naszych pragnieniach.

Tak więc „libki” to nie są po prostu wyborcy PO, to jest elita intelektualno-medialno-partyjna, względnie produkowane przez nich farmy trolli. To samo z pisowcami, itd.

Więc mamy tu sytuację, kiedy libkowi publicyści, czy trolle obrażają duże grupy społeczne, utożsamiając je z wrogiem, czyli konkurencyjną względem siebie, także prawicową, pisowską sektą partyjną. Przy czym tak się składa, że to są zazwyczaj grupy defaworyzowane w obecnym systemie (przykładowo mieszkańcy wsi ze ściany wschodniej, albo robotnicy). Lewicowiec odruchowo będzie ich bronił, bo to są klasy społeczne, na bazie których w ogóle lewica powstała. To jest generalnie test na to, czy jesteś lewicowcem: czy czujesz odruchową solidarność z atakowanymi ludźmi z dołu kapitalistycznej drabiny społecznej.

Dodatkowo w moim przypadku ten atak uderza też po prostu w moją rodzinę, w moich znajomych, w członków mojego stowarzyszenia itd. To nie są dla mnie jacyś groźni obcy.

Warto przypomnieć też podstawową kwestię, że ostra krytyka wymierzona w osoby uprzywilejowane (np. zamożnych mieszkańców wielkich miast) najczęściej „uderza w górę” – jest reakcją lub krytyką elit, które mają większy dostęp do władzy, mediów, edukacji i zasobów.

Z kolei krytyka wymierzona w biednych, osoby z mniejszych miejscowości czy pracowników fizycznych to często uderzanie „w dół”, w grupy już marginalizowane lub pozbawione wpływu, które mają mniejsze możliwości obrony i samoreprezentacji.

Hejt wobec słabszych grup utrwala ich wykluczenie – prowadzi do stygmatyzacji, wyśmiewania ich aspiracji, a nawet politycznej marginalizacji. Taki hejt wzmacnia istniejące podziały klasowe i geograficzne.

Hejt wobec elit, choć często również niekonstruktywny, nie zagraża ich pozycji w strukturze społecznej, bo mają zasoby kulturowe i ekonomiczne, by się obronić. Czasem jest po prostu formą gniewu wynikającą z frustracji społecznej.

Tymczasem libki stworzyły sobie z tych grup Innego, obcego im „luda”, którego atakują za to, co robi czy mówi pisowska sekta i jej medialne szczekaczki.

Pisowcy, w rozumieniu nie wyborców, ale kreatorów polityki i narracji, sprytnie wykorzystują wspomniany gniew w celu zdobycia lub utrzymania swojej wysokiej niejednokrotnie pozycji społecznej. Wśród nich nie spotkasz zazwyczaj robotników, czy mieszkańców wsi. To są niemal zawsze dobrze wykształceni i posiadający zasoby kulturowe i ekonomiczne redaktorzy, biznesmeni, czy wreszcie politycy. Oni próbują mówić niejako „w imieniu” ludu, sprawając wrażenie, ze to mówi sam „lud”.

Jednak odruchowy libkowy hejt nie idzie w stronę „pisowskich wykształciuchów”, ale w stronę ich mniej zamożnych wyborców. Dlaczego nie podkreśla się aż tak gwałtownie, że Nawrocki jest jednak doktorem, Kaczyński doktorem nauk prawnych, podobnie dobrze wykształcony jest Duda. Czasem tylko się to przypomina, ale ironicznie. Że niby Kaczyński jest takim inteligentem, ale w cudzysłowie, bo tak naprawdę „zachowuje się jak wieśniak” i podobnie doktorat Nawrockiego, to taki „fejkowy doktorat”.

Tymczasem fakt jest taki, że dwie frakcje elity wykorzystują różne grupy społeczne, jako mięso armatnie do walki o zasoby. Obie są dobrze wykształcone, zasobne w rozmaite kapitały i obie bardzo niebezpieczne i całkowicie cyniczne w wykorzystywaniu nas w swoich wojenkach. Nam ewentualnie skapnie coś ze stołu. Albo nie.

Lewicowym zadaniem zawsze było rozbijanie tak powstałych toksycznych związków i budowa realnej podmiotowości ludzi pracy, ludzi niezamożnych, ale także ludzi dyskryminowanych z rozmaitych powodów, a więc także rozmaite mniejszości (dlatego lewica zazwyczaj wchodziła w różne sojusze z mniejszościami narodowymi). Rolą lewicowca nie było zaś głębsze wpychanie ludzi w ramiona takich czy innych opresorów, takich czy innych graczy na ich emocjach.

Tak widzę swoją pozycję i nie mam zamiaru jej zmieniać pod wpływem chwilowych emocji czy koniunktur. Może jestem lewicowcem starego typu. Żadne tam ponowoczesne liblefty czy inne altlefty. Ale akurat to uważam za powód do dumy.

Xavier Woliński