Logika biurokracji

desk with documents and stamps Photo by Ylanite Koppens on Pexels.com

Zwykłym ludziom czasem trudno zrozumieć sposób funkcjonowania biurokracji (państwowej czy prywatnej, obojętnie).

Np. kiedy zgłaszają się do organizacji lokatorskiej i mówią, że urzędnik kilka razy zapewniał, że w jej czy jego sprawie podejmowane są określone działania. Ale kiedy sama czy sam postanowił sprawdzić, czy np. trwa remont mieszkania socjalnego, na którego przydział czeka już od dawna, często w dramatycznych okolicznościach, okazuje się, że roboty albo w ogóle się nie zaczęły, albo zostały przerwane i nie wiadomo kiedy zostaną podjęte ponownie.

Ludzie nie rozumieją, że można ściemniać w żywe oczy. „Tak, oczywiście, zajmujemy się intensywnie pana sprawą, proszę przyjść za miesiąc”, a jak tylko drzwi się zamykają, to zapominają o temacie. Niestety doświadczają tego także osoby z organizacji społecznych i niejednokrotnie dopiero poważna awantura i postraszenie mediami powoduje, że sprawy ruszają z miejsca.

Zdarzają się jeszcze paskudniejsze historie. Parę miesięcy temu przyszła starsza, schorowana osoba, która dosłownie płakała opowiadając, jak ją potraktowała urzędniczka. Nie patrzyła na petentkę w ogóle, tylko oglądała świat za oknem i mówiąc do niej odwrócona bokiem, oświadczyła, że jak jej się nie podoba działanie urzędu, to niech sobie wynajmie coś na „wolnym rynku”. To było równoznacznie z powiedzeniem jej, żeby zamieszkała pod mostem, bo urzędniczka doskonale wiedziała, znając jej dochody, że na żaden wynajem nie będzie jej stać.

Ludzie nas pytają: jak ta można, czy oni nie wiedzą, w jak dramatycznych warunkach teraz żyję? Otóż można. Niestety część urzędników (choć oczywiście nie wszyscy) zajmujących się takimi tematami uważa się za swego rodzaju „szlachtę” do której przychodzą jakieś „parobki” błagać panów o zmiłowanie.

Drugą sprawą jest spychologia i markowanie roboty. To jest podstawowa zasada wszelkiej biurokratycznej struktury. Jeśli zdarzy się ktoś w niej, kto autentycznie chce zająć się rozwiązywaniem narosłych czasami latami problemów, szybko zostanie tym wszystkim przytłoczony, w dodatku „koleżanki i koledzy” chętnie podrzucą mu swoją robotę, skoro tak pali się do tego. I w ten sposób powstają kolejne wypalone osoby w urzędach.

Niestety w działce, którą się zajmuję, to nie jest przypadek, ale schemat działania. Ściemniają nawet najbardziej, wydawałoby się, przychylne naszej sprawie osoby w urzędach, o tych nieprzychylnych nawet nie ma co mówić, bo zwyczajnie sabotują robotę.

Dlatego ludzi staramy się edukować, że nie wolno ufać urzędnikowi na słowo. Jeśli mówi, że jakieś działania zostaną podjęte, to sprawdzać, czy zostały np. zlecone zadania. Dodatkowo należy po prostu być upierdliwym „klientem”, tak żeby podwyższyć „koszt” spławiania danej osoby. Jeśli spławianie zajmie więcej czasu niż załatwienie sprawy, to jest szansa, że jednak zostanie to zrobione.

Nie ma innego wyjścia, taka jest logika tego systemu.

Xavier Woliński