Morawiecki trwa w swojej straceńczej misji „tworzenia rządu” mimo że nikt specjalnie nie wierzy w to, że mu się to uda. Prawdopodobnie ma świadomość tego, że się kompromituje, ale Kaczyński mu kazał, więc przedłuża agonię.
PiS trzymał się relatywnie wysoko w sondażach tak długo, ponieważ dawał coś, czego sporo osób od dawna pragnęło: wrażenia sprawczości, (zwykle pozornego) przełamywania „imposybilizmu” itd. Jest grono osób w Polsce, która zawsze będzie się garnąć do „silnego człowieka”, czy „mocnej partii” i to nawet bez względu na szczegółowe poglądy.
Teraz się to wszystko kończy, a to powolne umieranie rządu Morawieckiego nie świadczy o ich sile. Opozycja oczywiście będzie się w tym dobijaniu rozsmakowywać, stąd relatywnie słabe oburzenie na to przeciąganie.
W PiS oczywiście też wszelkie wątpliwości przykrywa się prostym faktem — jeszcze przez parę tygodni „nasi” się trochę przy korycie nachapią, coś tam komuś jeszcze z pańskiego stołu spadnie. A to jest wszak najważniejsze.
To, że lubi poprzeciągać swoich premierów pod kilem wiadomo od dawna. Tak robił z Marcinkiewiczem, tak robił z Szydło, tak zrobił ze swoim „niedoszłym premierem z tabletu”, kiedy pokazywał nagranie Piotra Glińskiego w sejmie. Wyglądało to słabo, ale Kaczyński pokazał, kto tu rządzi.
Teraz też niech wszyscy zobaczą, kto tu jest jedynym twardzielem na kwadracie. Kto jest jedynym Ojcem Rodziny wśród klientów i sług, których można dowolnie wymieniać, poniżać, wynosić i obalać.
Tylko czy Kaczyńskiemu tym razem starczy wigoru, żeby PiS-owców, tak jak lubi, wziąć za twarz, otoczyć się zasiekami i okopami i przetrwać zawieruchę najbliższych lat. Czy tym razem uda mu się ochronić PiS i Zjednoczoną Prawicę przed rozpadem i siłami odśrodkowymi, które zawsze były w tym obozie obecne?
Xavier Woliński