Nasz ulubiony złoty bobas, Elon Musk, postawił na swoim i przejmuje za 44 miliardy dolarów władzę nad Twitterem. Przejął ją w stylu godnym „banana”.
Wkroczył do siedziby Twittera z uśmieszkiem na ustach i ze zlewem w rękach ogłaszając „„Let that sink in”. To ten element luzacki. Element realnej władzy też od razu się pojawił, czyli zaczął zwalniać ludzi. Na razie menedżmentu, ale to nie koniec, bo już wcześniej przebąkiwał, że jak dorwie się do Twittera to będą czystki.
Żeby nikt nie miał wątpliwości, że luzactwo luzactwem, ale chodzi o władzę. Najgorsze są „luzaki” u władzy, które udają, że niby tak jest „cool” między nami, jesteśmy niemal równi, mówimy sobie po imieniu w firmie i generalnie „rodzinna atmosfera”. A potem z uśmiechem na ustach i sloganami rodem z poradników motywacyjnych sprowadzają cię na glebę.
Teraz sobie będzie mógł odbanować prawicowych kumpli rzekomo gnębionych na Twitterze przez „lewaków”. Z Trumpem na czele, a i pewnie całą masą prokremlowskich trolli przy okazji. Kupił sobie wielką piaskownicę i będzie lepił takie babki, jakie mu pasują. Oczywiście koncentrując przy tym sporo władzy związanej z komunikacją.
Ostatecznie o to tu chodzi. O kontrolę i władzę. Akumulować samo bogactwo potrafią amatorzy. Kontrolować informację, a więc wpływać na to jak przebiega sam proces, to już jest poziom mistrzowski w kapitalizmie. Takie jest ich pragnienie.
A w to, że nie będzie teraz banowania „wrażych treści” i będzie „pełna wolność słowa” wierzą tylko naiwni. Owszem, będzie banowanie. Tych którzy podpadną Muskowi. Tak jak w tej historii klienta, któremu osobiście Musk skasował zamówienie na Teslę, bo nie spodobał mu się wpis niedoszłego nabywcy w internecie na jego temat.
Bez złudzeń. Nikt nie powinien mieć tyle władzy, a ci którym się taka koncentracja podoba, to żadni „wolnościowcy”, tylko pożyteczni… No i nie mogę napisać kto, bo mnie „wolnościowy” algorytm zbanuje.
Xavier Woliński