Niemcy zamykają granice

Löwe 48, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

Niemcy przywrócą kontrole na wszystkich przejściach granicznych na lądowej granicy, zapowiedziała niemiecka minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser. Zgodnie z zapowiedzią, kontrole mają potrwać przez sześć miesięcy, ale może zostać to przedłużone.

Niemieckie państwo eksperymentuje z przywróceniem kontroli granicznych już od dłuższego czasu. Ostatnio kontrole pojawiły się w zeszłym roku. Z każdą kolejną taką próbą kontrole stają się coraz rozleglejsze. Niemieckie władze twierdzą, że ten „mur” na granicy Polski z Białorusią nie działa. Wobec tego muszą postawić swój na granicy z Polską.

Władze Niemiec oczywiście próbują wejść w nacjonalistyczną, antyimigrancką retorykę podbijaną przez AfD. Jak wiemy, jednak taka rywalizacja prowadzi tylko do coraz ostrzejszej polityki, ale nie odbiera szczególnie energii nacjonalistom.

Tak jak pisałem już wiele lat temu, wszyscy w Europie zaczynają „wstawać z kolan” i zatęsknimy jeszcze za Niemcami, z których się nasi nacjonaliści na naszą zgubę śmiali, jakoby byli „ciamajdowaci”, nie to, co potężni Polacy-husarze. Tymczasem konkurencja na nacjonalizm kończy się zawsze tragicznie dla naszego regionu.

Z ciekawostek. Najbardziej o migracji, podobnie jak u nas, gardłują politycy ze wschodnich Niemiec, czyli tam, gdzie migranci osiadają najrzadziej, a populacja jest bardziej monolityczna. Przeczy to opowieściom naszej prawicy o tym, że podstawą jest konflikt o miejsca pracy. Tymczasem celem migracji jest raczej zachód i południe Niemiec niż wschód.

Popularność nacjonalistów na wschodzie ma więcej wspólnego z lękiem przed nieznanym i obcym, a także wyrazem frustracji za to, jak Niemcy wschodnie zostały potraktowane po zjednoczeniu. Migranci stają się tym łatwiejszym kozłem ofiarnym, że niemal na wschodzie, poza rejonami ściśle przygranicznymi, niewidocznym.

Podobnie jest w Polsce, gdzie nastroje antyimigranckie największe są w mniejszych miejscowościach, gdzie migranci docierają rzadko. I faktycznie tam migranci by się przydali najbardziej, bo zagrożeniem dla lokalnej gospodarki, jeśli nie istnienia w ogóle, jest wyludnienie.

W ten sposób prawica tworząc antyimigranckie wizje zasadniczo jeszcze bardziej podkopuje jedno z potencjalnych rozwiązań problemów prowincji. Dotyczy to i wielu regionów Polski i wschodnich Niemiec. Regiony te stają się mniej atrakcyjne dla migrantów ze względu na postawy nacjonalistyczne, więc tym chętniej ściągają do wielkich miast i regionów bardziej otwartych na migracje, gdzie nacjonaliści nie są popularni (choć na logikę, powinni osiągać lepsze wyniki właśnie w wielkich miastach, które są celem migracji, jeśli opowieść prawicy miałaby być prawdziwa).

To wzmacnia gospodarczo centra i dalej ogałaca prowincję, bo nikt nie zainwestuje w miejscowościach, gdzie mieszkają sami emeryci. Koło się zamyka, a prawica jak zwykle zaostrza problemy, choć twierdzi, że je próbuje rozwiązać.

Xavier Woliński