W Łomiankach eksmiterzy próbowali dokonać dzikiej eksmisji mimo obowiązującej do końca sierpnia umowy, z której lokatorzy się wywiązywali. Interweniował w tej sprawie Komitet Obrony Praw Lokatorów.
Wynajęte przez właścicieli zbiry próbowały niczym podczas średniowiecznych oblężeń wziąć broniących się głodem. Gdyby lokatorzy próbowali wyjść po chleb, to już by nie zostali wpuszczeni. Oczywiście państwo i policja abdykowały jak zazwyczaj w tych sprawach.
Powiedzenie Anglików „my home is my castle” nabiera w Polsce bardzo dosłownego charakteru. Czasami trzeba się naprawdę bronić przed oblężeniem. Landlord może próbować odebrać ci prawo do mieszkania, zrywając ważną umowę, bo akurat znalazł się ktoś, kto chce dać więcej, albo właściciel ma taki kaprys. Prawo własności w Polsce nabrało tak sakralnego charakteru, że uświęca wszelkie łamanie zasad i umów.
Obrońców tych typów jest tutaj mnóstwo. Można tłumaczyć, że płacono czynsz, a to właściciel złamał umowę. Nieważne. Ważne jest, że on jest właścicielem, więc może robić z ludźmi, co chce. Kult własności odebrał wielu ludziom w tym kraju rozum.
Policjanci też naoglądali się chyba za dużo westernów i często uznają, że skoro ktoś macha papierem, że jest właścicielem (oczywiście do weryfikacji, czy ten papier jest w ogóle prawdziwy, nie mają kompetencji), to znaczy, że może w zasadzie wszystko.
Nie ma innego wyjścia, ludzie muszą sami organizować samoobronę. Nie ma co liczyć na państwo, policję, wszystkich świętych.
Ponieważ prawo jest dla bogatych, dla biednych jest tylko kara.
Xavier Woliński