Obrona umów śmieciowych przez kapitał trwa

person holding white printer paper Photo by Kindel Media on Pexels.com

Kapitał histeryzuje, że proponowane nowe uprawnienia dotyczące przekształcania umów śmieciowych w umowy o pracę przez PIP to zamach na wolność gospodarczą, po którym nastąpi armagedon, masowe bezrobocie, bieda, chaos i powszechna rozpacz. I w dodatku informatycy podobno uciekną masowo do Czech.

Coraz trudniej ignorować fakt, że po pierwsze Polska jest w czołówce „uśmieciowienia” pracy. W Polsce udział umów tymczasowych jest powyżej średniej UE, pracuje tak co najmniej 15 procent pracowników. Według GUS zgodnie z danymi na koniec grudnia 2024 ponad 2,4 mln osób pracowało na umowach zlecenia lub podobnych. Nie wszystkie tego rodzaju umowy, to umowy śmieciowe (czyli takie, które mają zastąpić umowy kodeksowe), niektórzy faktycznie wykonują np. drobne zlecenia dla wielu podmiotów, ale to jest już teraz mniejszość.

Tymczasem sądy w licznych przypadkach uznają „wolność umów” za ważniejsze niż zapisy kodeksu pracy, który definiuje stosunek pracy jako pracę pod kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę. I to „bez względu na nazwę zawartej przez strony umowy”.

Innymi słowy reforma PIP proponowana przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej mająca nadać uprawnienie tej instytucji do przekształcania umów cywilnoprawnych w umowy o pracę, jest próbą przywrócenia powagi Kodeksowi Pracy, który jest niejednokrotnie traktowany w Polsce nie jak obowiązujące prawo, ale beletrystyka niezobowiązująca nikogo do niczego (w tym jest to najwyraźniej tak interpretowane przez część sędziów).

To jest dość interesujące, że zawsze strona systemowo słabsza, która rzekomo ma być chroniona z tego powodu przez prawo, okazuje się równa w relacjach z nomen omen szefem. Jakoś tak się składa, ze akurat te przepisy, które miały chronić słabszego, są często interpretowane jako mało istotne ozdobniki. Dotyczy to prawa pracy, ale też np. prawa lokatorskiego.

W moim więc przekonaniu ministerstwo słusznie zauważyło, że problem nie tyle leży w braku praw, co słabej ich egzekucji. Przy czym warto zwrócić uwagę, że przy słabości PIP, dodatkowe uprawnienia należałoby nadać także związkom zawodowym, które są organizacjami o wiele bardziej masowymi, a co za tym idzie mogącymi łatwiej kontrolować i wdrażać stosowanie prawa pracy.

Problem w tym, że ministerstwo nie ma niezachwianego poparcia reszty rządu, więc reforma wciąż stoi pod znakiem zapytania, a organizacje pracodawców nie ustają w prezentowaniu teatralnych póz mających zobrazować ich cierpienie i agonię w razie potraktowania zapisów Kodeksu Pracy po praz pierwszy w historii III RP poważnie.

Xavier Woliński