Widzę, że wyścig o to, kto pierwszy dotrze do ucha prezydenta USA, osiągnął groteskową formę.
Minister Radosław Sikorski, prezydent Andrzej Duda oraz Mateusz Morawiecki pielgrzymowali na konferencję republikańskich konserwatystów CPAC (jedną z dwóch, bo była też równolegle mniejsza, antytrumpowa, ale nikt z polskich polityków tam nie zawitał). Tak, tę samą konferencję, na której wykonywał kilka dni temu „rzymski salut” Steve Bannon, ultraprawicowy propagandzista i fanatyczny zwolennik Trumpa (uważa, że powinien jak Putin rządzić bez końca).
Nawet lider francuskiego Zjednoczenia Narodowego, Jordan Bardelli, odwołał z tego powodu wizytę na tej konferencji, bo dla niego to już była przesada, ale nasi politycy tam czuli się jak ryby w wodzie.
Sikorski w jakimś rozpaczliwym geście, żeby przekonać ultraprawicę trumpową, przytargał z sobą wielkiego drona rosyjsko-irańskiego z ukraińskiego frontu. Chciał uświadomić zgromadzonym niebezpieczeństwo ze strony Rosji. Co zrobili organizatorzy? Ogłosili w swoich mediach społecznościowych, że „dron był używany przeciwko żołnierzom USA na Bliskim Wschodzie” i że „jest przypomnieniem o barbarzyństwie irańskiego reżimu”. Nic o Rosji i Ukrainie.
Z drugiej strony Duda, żeby nie być gorszym, kilka godzin spędził w samolocie, żeby porozmawiać z Trumpem. Mieli rozmawiać godzinę, ale skończyło się na dziesięciu minutach. „Król” USA postanowił pokazać, kto tu jest dominatorem i jak bardzo liczy się z zakochanym w nim bez wzajemności „sojuszniku”, więc spóźnił się kilkadziesiąt minut.
Naprawdę ci ludzie, łącznie z większością tzw. komentatorów w Polsce żyją w jakimś baśniowym świecie fantazji, jeśli sądzą, że Polska tutaj nie jest daniem, a gościem przy stole. Nie mówiąc już o byciu rozgrywającym. Rozgrywani to mamy być my przeciwko innym krajom w Europie. I to bez dyskusji.
Oni naprawdę myślą, że bandę zakochanych w sobie ultranacjonalistów wymachujących rękami w szczególny sposób, przekonają do czegokolwiek, bo porozmawiają z nimi przez parę minut, albo pokażą im drona? Nie wiem, czy to jest naiwność, czy głupota.
Zachowania, zarówno prowadzących („Wstańcie! Polacy na sali, wstańcie wszyscy Polacy! Każdy Polak wstaje!” i wszyscy wstają jak małpki w cyrku i machają rączkami), jak i szefa tego cyrku pokazują, że po prostu mają nas za podnóżki. Nic więcej. To był poniżający spektakl. Najgorsze jest to, że jego uczestnicy z polskiej strony chyba nawet tego nie zauważyli, że są poniżani.
Tymczasem teraz wybiera się do Stanów prezydent Francji i premier Wielkiej Brytanii. Zostaną przywitani zgodnie z protokołem dyplomatycznym, w odpowiedniej formie, miejscu i czasie, a nie na szybko na konferencji dla ultraprawicowych oszołomów. Ponieważ najwyraźniej się szanują.
U nas większości publicystów też coś się pomieszało, chwaląc to, że „pojechali, żeby wywierać wpływ” i to dobrze. To ja może przypomnę, że po pierwsze nieduży wpływ na Trumpa mają nawet jego doradcy, po drugie z Trumpem rozmawia się z pozycji siły, lub pozycji równej mu, a nie z pozycji kolan.
W każdym razie plan dla Polski jest jasny. Mamy tu robić za narzędzie amerykańskiej polityki w celu osłabiania UE i zabawnych ludzi, których można pochwalić, że kupują dużo amerykańskiego uzbrojenia, ale nie będą traktowani jako istotny partner do rozmowy. To jest relacja klienta z patronem i rozmowy będą prowadzone wyłącznie w ramach takiej relacji. A Trump nie słucha porad od klientów. Bo po co?
Xavier Woliński