Prawicowa rewolucja kulturalna

Dzisiaj o tym, jak prawacy wpadli w szał, bo inni mają czelność dobrze się bawić.

W ten weekend przez internet, a zwłaszcza takie szemrane miejsca jak X, przetoczył się prawdziwy walec frustracji z powodu premiery gry Assassin’s Creed: Shadows.

Prawaki upodobały sobie ten wytwór popkultury, jako cel ataków już znacznie wcześniej. Do szału doprowadziła ich postać czarnoskórego bohatera, który w trakcie rozwoju fabuły zostaje samurajem. CZARNY SAMURAJ, olaboga, potwór łołk znowu zniszczył „prawdę historyczną”.

Wiecie, jak Ramzesa XIII grał w Faraonie dziwnie pomalowany Jerzy Zelnik, albo Mickey Rooney grał w rasistowski sposób Japończyka w Śniadaniu u Tiffany’ego, albo w amerykańskiej wersji Ghost in the Shell Scarlett Johansson zastąpiła japońską postać z oryginału, o graniu rdzennych mieszkańców Ameryki przez białych w westernach nawet nie wspominając, to nie słyszałem, żeby prawicowi aktywiści awanturowali się, że to „niezgodne z pierwowzorem”. To działa najwidoczniej w jedną stronę. Tylko biały może grać każdego. Taki joker w tej talii.

W dodatku mówimy o serii gier i książek, w której notorycznie mamy pojawiających się kosmitów. A także papieża Aleksandra VI, który używając „kosmicznej” technologii walczy z naszym bohaterem w Kaplicy Sykstyńskiej. Faktycznie, wierność faktom historycznym jest tutaj wręcz drobiazgowa i dopiero pojawienie się czarnoskórego samuraja wszystko zmieniło. Co prawda była podobna postać w historii Japonii o imieniu Yasuke, o której niewiele wiadomo, ale przecież to nie pierwszy raz, kiedy autorzy fikcji dopisują brakujące detale. Ci sami ludzie, którzy tak gorąco krytykują postać Yasuke, traktują jako prawdę historyczną rozmaite wymysły np. Sienkiewicza. Albo sądzą, że wizerunki zaproponowane przez Matejkę przedstawiają prawdziwy wygląd poszczególnych władców. Wszyscy żyjemy w baśni stworzonej przez pisarzy, malarzy i filmowców.

Wyciągnąłem więc popkorn i obserwowałem jak to się będzie rozwijać.

Przez całe miesiące pod każdym filmikiem na jutubie, pod każdą wzmianką o grze w socialach i portalach pojawiał się prawdziwy wysyp histerycznych komentarzy, rozmaitych reakcji „haha” itd. Na twórców wywierano ogromną presję, żeby usunąć tę postać.

Oczywiście nie zabrakło też opinii wybitnego znawcy tematu, Elona Muska (który, jak pamiętamy, został przyłapany ostatnio na tym, że wynajmuje sobie ludzi, żeby grali za niego, żeby potem pokazywać nie swoje osiągnięcia i popisywać się wśród tak zwanych „gejmerów”, czyli prawicowych aktywistów, którzy przy okazji też grają, ale to granie służy im głównie jako pretekst do nasycania swoją ideologią społeczności graczy). Przy jego zasięgach hejt na tę postać osiągnął kolejne wyżyny.

Nadszedł dzień premiery. Okazało się, że gra jest lepsza, niż się spodziewano, osiąga bardzo dobre oceny, także wśród graczy (niebędących „aktywistami gejmerowymi”, czyli większości). Ot, kolejna z cyklu gra, ani przełomowa, ani wybitna, trochę tego samego, trochę czegoś nowego. Czyli to, na co zwykle czekają fani serii, którzy po prostu chcą podobnej rozgrywki w trochę nowym kostiumie z nową historią. Nie każdy chce i ma czas uczyć się od zera wszystkiego z każdą nową grą i to jest właśnie propozycja dla takich osób.

„Gejmerzy” byli jednak wybitnie niezadowoleni, że większość nie przyznała im racji, że gra jest totalnie beznadziejna. Oni wiedzieli wszak, że jest klapą już rok temu. Oczywista oczywistość. Można oceniać książki, których się nie czytało („Kapitał” Marksa przykładowo, gdzie podobno opisuje jak budować gułagi), więc nie tylko można, ale w tym środowisku wręcz należy oceniać gry bez grania. Nie chodzi bowiem tu o rozrywkę, ale o wciskanie swojego ideolo.

Sam nie dokonuję tu oceny gry, bo ani w nią jeszcze nie grałem, ani moja opinia nie ma tutaj znaczenia. Ocena wytworów popkultury to nie jest coś, o co bym szczególnie się szarpał. Każdy ma prawo do swoich wrażeń. Chodzi tu jednak o zjawisko, które robi się coraz bardziej uciążliwe w postaci rozmaitych fanatyków. Potrafią to traktować do tego stopnia poważnie, że zastraszają twórców. I histeryzują jeszcze bardziej wówczas, kiedy inni dobrze się najwyraźniej bawią. Dla nich to prawdziwy skandal.

To taka forma prawicowej „rewolucji kulturalnej”.

Xavier Woliński