Pseudoinformacje namalowane w Paincie

man reading burning newspaper Photo by Danya Gutan on Pexels.com

„Talibowie chcą podbić Jerozolimę! Domagają się od ościennych krajów otwarcia dla nich korytarzy!” Taki oto news zobaczyłem w jednym z polskich mediów. Wydał mi się od razu tak absurdalny, że postanowiłem go sprawdzić. Ot, taki losowo wybrany news, żeby sprawdzić na ile żyjemy w wymyślonej w mediach rzeczywistości.

Okazało się, że większość mediów przepisała ten sensacyjny „fakt medialny” z… twitterowego konta Visegrad24 już wcześniej oskarżanego o produkowanie nie do końca zgodnych z rzeczywistością pseudoinformacji (w internecie jest trochę tekstów o tym koncie).

Potem po nitce do kłębka trafiłem na pierwotną inspirację dla tej sensacji. Otóż opiera się na ewidentnie śmieszkowym wpisie konta twierdzącego, że stanowi „departament PR talibów”. Tam w paincie autor żarciku narysował dosłownie palcem na mapie wielką krechę z rzekomą trasą „korytarza”, jakiego się domagają. Nic podejrzanego prawda? Tak właśnie na pewno się komunikują w „deprartamencie”.

Potem wszedłem na prawdziwe konta MSZ tego kraju i oczywiście poza ogólnikowym i dość ostrożnym w słowach wsparciem dla Palestyńczyków niczego podobnego nie znalazłem, ani na ich stronach www, ani społecznościówkach.

Tego sensacyjnego newsa podały „poważne” i mniej poważne redakcje, prawicowe, libkowe, centrowe. TVP i dziennik.pl W Tok FM omawiał ten „fakt” nawet „ekspert” z uniwersytetu.

Już wcześniej zauważyłem, że nasi dziennikarze i publicyści tak dużo siedzą na Twitterze, że im się zaczyna mieszać rzeczywistość z produkowanymi tam na tony żartami i fejkami. Do tego dodajmy rozmaitymi pseudo-OSINT-owcami, którzy zarabiają grubą kasę głównie na niejednokrotnie koślawym tłumaczeniu z kanałów telegramowych informacji podawanych przez rozmaitych mniej lub bardziej wiarygodnych „blogerów wojennych”. A potem na tej bazie tworzą niestworzone historie, powielane potem w „relacjach na żywo” w mediach „tradycyjnych”.

Przez pewien czas pojawiła się naiwna wiara, że media mogą być „rzetelne”, żyć bez fejkniusów i podawać „rzeczywistość taką jaką jest”. A jedynym sprawcą zła jest internet, dlatego najlepiej byłoby powrócić do hierarchicznej formy mediów z czasów kiedy to pięć redakcji decydowało co jest prawdą, a co nie. Tymczasem to jest jakiś ideał mediów, który nigdy nie istniał.

Napisałem kiedyś obszerne opracowanie na temat obrazu wojny domowej w Hiszpanii w polskiej prasie. Powiedzmy sobie szczerze, sensacja goniła sensację, a fejk fejka nie mniej niż teraz. A było gorzej, bo o ile teraz mogę sobie wejść np. na stronę źródłową i sprawdzić fakty, to wówczas redakcje, nawet działając w dobrej wierze, musiały opierać się o to, co im podały trzy agencje prasowe na krzyż, wszystkie jakoś powiązane z rozmaitymi interesami. Jak miały kogoś na miejscu to był naprawdę sukces, ale i to przecież nie gwarantowało rzetelności.

Teraz to sami inni użytkownicy twittera próbują prostować „fakty medialne” i tworzą całe wątki o fejkach powielanych w głównonurtowych mediach, czy przez Elona Muska. Włączają się w to dziennikarze, ale tylko niektórych mediów. Reszta żyje w świecie alternatywnym i najwyraźniej nikomu to nie przeszkadza, bo liczy się przecież klik, jak kiedyś sprzedany egzemplarz gazety.

Tak więc nie, nie piszę tego, żeby was przekonywać, że istniał jakiś „złoty okres” mediów. Zawsze było to oparte na pewnym zaufaniu do danego dziennikarza czy reportera. Jedni znani byli z rzetelności, a inni nie za bardzo. Ale i tak wszystko tonęło w sensacyjnych nagłówkach, które szczyt osiągnęły zaraz po wybuchu II wojny światowej, kiedy to polska prasa na początku września ogłaszała, że polskie lotnictwo zbombardowało Berlin, a w Niemczech wybuchła panika.

Xavier Woliński