PiS to takie soft-PO w kwestiach społeczno-gosodarczych. Jakiś czas temu pisałem, że po klęsce kompletnie pomylonego pomysłu „Mieszkanie Plus” zapragnął wrócić do PO-wskich rozwiązań i forsuje program „Pierwsze Mieszkanie”. Ma to być m.in. system dopłat do kredytu. Taki program „Bankier Plus”, godny rządu prowadzonego przez byłego szefa banku.
„Budżet państwa przez 10 lat będzie dopłacał różnicę między stałą stopą ustaloną w oparciu o średnie oprocentowanie kredytów o stałej stopie w bankach kredytujących a oprocentowaniem kredytu zgodnie ze stopą 2%” – czytamy. Czyli stare „dobre” dopłaty dla banków.
Wydatki z budżetu na to będą spore, a liczba beneficjentów? najwyżej 40 tysięcy rocznie, i to osób, które w większości i tak byłoby stać na kredyt. W optyce polityków reszta społeczeństwa generalnie nie istnieje, bo to nie są ich znajomi, nie ich grupa społeczna. Więc pompują kolejne tego rodzaju projekty, które w efekcie doprowadzają do kolejnego wzrostu cen.
Bankierzy zasadniczo się cieszą: – Z jednej strony cieszę się, że pomysły, które lansuję od 25 lat, spodobały się przynajmniej częściowo. Zarówno program „Bezpieczny kredyt”, jak i program oszczędności mieszkaniowych są niezbędne w sytuacji zapaści na rynku kredytowym i mieszkaniowym – powiedział Gazecie Prawnej Jacek Furga, przewodniczący Komitetu ds. Finansowania Nieruchomości Mieszkaniowych Związku Banków Polskich. Nie podoba mu się tylko brak „systemowego” rozwiązania, czyli „stałego programu wspierania zakupu mieszkania”. A więc zapewne jeszcze więcej dopłat.
Nie tylko ja mam podobne obiekcje. Słusznie krytykuje to Jarosław Jędrzyński, ekspert portalu RynekPierwotny.pl:
– Za to będzie wsparciem dla tych, którzy taką zdolność, według aktualnych, trudnych do osiągnięcia kryteriów, już posiadają, a więc dość sowicie dofinansuje ze środków publicznych nabycie pierwszego lokum osobom o zarobkach wyraźnie powyżej średniej krajowej, kosztem całej reszty podatników, także tych, którzy o zdolności kredytowej mogą obecnie tylko pomarzyć – mówi w DGP.
Generalnie, kolejne rządy ciągle krążą wokół problemu i wciąż wychodzi, że wsparcie mają dostać wybrańcy, ale nie dotykają jego istotny. Czyli braku tanich mieszkań na wynajem. A te mogłaby zapewnić rozbudowa zasobu komunalnego, zwłaszcza w największych miastach, gdzie popyt jest największy, a podaż manipulowana przez deweloperów.
Ceny najmu i ceny kupna mogą ustabilizować a nawet obniżyć jedynie odpowiednie programy skierowane na masowe budownictwo komunalne oraz wsparcie dla małej spółdzielczości. Nie ma innego sensownego rozwiązania, a każde kolejne genialne „programy” wprowadzane przez tę czy inną partię tylko zaostrzają problem, a nie go rozwiązują. Będę pisał o tym do znudzenia.
Od tego nie ma ucieczki, chyba że ktoś chce widzieć znowu rozrost slumsów i biedy w miastach. Mieliśmy takie przed wojną, kiedy nawet wynajmowano doły kloaczne ludziom. Ewidentnie niektórym zależy, żeby te czasy wróciły na masową skalę. Taka rekonstrukcja historyczna…
Xavier Woliński