Rolą publicysty nie jest rola oficera politycznego

selective focus photography of magazines Photo by brotiN biswaS on Pexels.com

Myślę, że dziennikarze i publicyści zapędzili się za daleko, zwłaszcza w ostatnich latach, robiąc za żołnierzy partyjnych. W moim przekonaniu to jest pomylenie ról.

Tak jak wam dawno temu obiecałem — nie będzie tu żadnej agitacji wyborczej. Moja rola polega na dostarczaniu wam, na ile to możliwe i na ile moje umiejętności i wiedza pozwalają, rzetelnych informacji i analiz. Natomiast od was zależy, co z tym potem zrobicie w praktyce.

Staram się traktować was tak, jak na to zasługujecie, czyli jak dorosłe, świadome jednostki, a nie jak materiał do urabiania prostą propagandą, szantażami emocjonalnymi, prymitywnym umoralnianiem i darciem szat. Unikam łopatologii i traktowania ludzi jak bezmyślną masę elektoralną. Jako zasób, na którym będę budował swoją karierę polityczną, albo pozycję środowiskową.

Zasługujecie na szacunek i podmiotowe traktowanie, a wydaje mi się, że spora część mediów o tym już całkowicie zapomniała. Traktują swoich czytelników i czytelniczki, słuchaczy i słuchaczy, widzów i widzki, jak bałwanów, a nie jak myślące, osobne, samodzielne jednostki.

Niestety wielu dziennikarzy i publicystów zaciągnęło się do rozmaitych wojsk i robią za oficerów politycznych na wojnie, w której różne, a zwłaszcza dominujące konglomeraty polityczno-gospodarczo-medialne, próbują podzielić, często na bazie absurdalnych kategorii, ludzi. Po to, żeby nie byli w stanie między sobą nic razem dla dobra wspólnego zrobić, tylko trwonili czas i energię na wojowanie.

Opisuję to, co się obecnie dzieje w kategoriach walki dwóch frakcji klasy rządzącej, czy jeśli ktoś woli „elit”. I do tej walki jako mięso armatnie wykorzystywane są rozmaite grupy społeczne, a za zasłonę dymną robią różne ideologie.

Dlatego tak bardzo stawiam na próbę budowy autonomii i podmiotowości tych „na dole”, żeby nie dali z siebie robić bezmyślnej piechoty w tym starciu, a ewentualnie próbowali wykorzystywać do swoich celów sprzeczności pomiędzy tymi obozami.

Tak widzę swoją rolę. Tworzyć przestrzeń, w ramach której ludzie mogą się spotkać i działać razem na rzecz swojego, konkretnego materialnego interesu tu i teraz, a nie aktualnych spinów wymyślonych w warszawskich sztabach wyborczych. Spotkać się bez względu na co kto głosował w poprzednich wyborach, jaką wyznaje religię, czy ideologię aktualnie. I bardzo sobie cenię, że czytają mnie ludzie z rozmaitych baniek, rozmaitych miejsc, rozmaitych zawodów i zapatrywań na to, co należy zrobić, na kogo i czy w ogóle głosować. Nie mam zamiaru tego stracić.

Takie spotkanie zwykłych ludzi jest czymś absolutnie najgroźniejszym dla status quo. Bardziej niż jakieś spiski i knowania. I jest i będzie tępione na wszelkie sposoby, bo ci na górze nie chcą, żeby ci na dole swobodnie rozmawiali i coś razem pozytywnego robili. Dlatego organizatorzy takich miejsc i organizacji będą niszczeni i szkalowani na wszelkie możliwe sposoby.

Ale trzeba to robić. Nie mamy wyjścia.

I to jest jedyna polityczna sprawa, na rzecz której będę agitował, do której namawiał, przekonywał i tworzył dla niej przestrzeń.

Xavier Woliński