W orlenowskich mediach internetowych mamy prawdziwe delikatesy propagandy wyborczej. Na każdej stronie lokalnej jest specjalna ramka wyborcza z której dowiadujemy się, że władza jest dobra, a opozycja się ośmiesza.
Przykładowo możemy poczytać na stronie Dziennika Zachodniego, że Morawiecki zjadł śniadanie z młodym małżeństwem w Tychach, a w Mysłowicach odwiedził muzeum pożarnictwa i dowiedział się od tamtejszego prezydenta, że „Całe Mysłowice będą na niego głosować”. Natomiast w Ślemieniu przypomniał o kampanii profrekwencyjnej. „Gminy, które pochwalą się najwyższą frekwencją, otrzymają milion złotych” – czytamy. Tu chyba opozycja powinna pochwalić, bo wszystkie partie przecież mówią, że trzeba koniecznie głosować.
Natomiast Jarosław Kaczyński przyjechał do Łodzi i gadał jakieś bzdury o migrantach na konwencji wojewódzkiej PiS. Na czerwonym pasku dowiadujemy się też, że „Minister Sportu i Turystyki Kamil Bortniczuk i minister ds. Samorządu Terytorialnego Włodzimierz Tomaszewski spotkali się na stadionie Orła z prezesem klubu Orzeł Witoldem Skrzydlewskim”. Fascynujące, na pewno wygenerują miliony klików tego rodzaju oficjałki.
W Gazecie Wrocławskiej zaś relacjonowany jest odcinek programu „Reset”, który propaguje tezę, że „były prezydent Wrocławia odgrywał kluczową rolę w ocieplaniu stosunków z Rosją”, natomiast wicemarszałek przypomina „działania Grzegorza Schetyny wobec kibiców Legii” (nie wiem dlaczego miałoby to emocjonować szczególnie kibiców Śląska we Wrocławiu…). Tymczasem otrzymujemy nagłówek o „Kompromitacji jedynki Lewicy z Wrocławia”, ponieważ nie znał podstawowej stawki podatku VAT.
Z czerwonego paska wyborczego Głosu Wielkopolskiego dowiadujemy się, że „Jadwiga Emilewicz zaprosiła seniorki z powiatu poznańskiego na wspólny Nordic Walking”. O dziwo znalazło się kilka neutralnych informacji o opozycji, np. „Kandydaci Trzeciej Drogi odnieśli się do afery PandoraGate. Zapowiedzieli złożenie projektu ustawy”.
Sztuką propagandy wszak nie jest to, żeby była ona widoczna dla każdego, ale żeby wydawała się w miarę neutralna. Rządowe media najwyraźniej jednak odpuściły sobie walkę o środek sceny i poszerzenie elektoratu. Teraz już nie chodzi o przekonanie nieprzekonanych, ale umocnienie swoich twardych zwolenników. Efekt tych zabiegów poznamy wkrótce.
Natomiast warto przypomnieć, że te media są kontrolowane przez spółki zależne od rządu. Jeśli to się zmieni to całość niemal przejdzie w ręce opozycji. Ta być może zaś ulegnie wielkiej pokusie i obsadzi swojakami redakcje. Na prawdziwy pluralizm opinii i informacji bym nie liczył.
Tak czy owak PiS ryzykuje tym, że znowu zostanie z wSieci i Do Rzeczy, które bez wsparcia państwa mogą sobie tym razem już nie poradzić, bo poziom sprzedaży nie zachwyca, a ceny papieru są wysokie.
Xavier Woliński