Sporo polityków, publicystów, czy nawet analityków zachowuje się tak, jakby byli zdziwieni najnowszą, choć wcale nie taką nową, strategią bezpieczeństwa narodowego, która opublikował Biały Dom. Nagle zachowują się, jakby się obudzili w prawdziwym świecie i zorientowali się, jak USA traktują tych, których uważają za konkurentów, lub przeciwników. Otóż traktują brutalnie i bez sentymentów.
USA w nowej strategii ogłaszają, że co prawda nie jest dla nich istotne, kto i jak rządzi w różnych regionach świata, o ile polityka poszczególnych krajów nie wchodzi w kolizję z interesami amerykańskiej oligarchii gospodarczej. Jest wszakże tu jeden wyjątek, a chodzi o Unię Europejską z przyległościami (ponieważ odnosi się to także do Wielkiej Brytanii, czy Norwegii). Tutaj USA nie tylko rezerwują sobie, ale wprost ogłaszają, że ingerują i będą ingerować w wewnętrzne sprawy zarówno UE, jak i poszczególnych krajów. Strategia wprost deklaruje zamiar „pielęgnowania oporu” (cultivating resistance) wobec obecnej polityki europejskiej. Nośnikami tego oporu mają być partie prawicowe i tożsamościowe. Ponieważ chodzi właśnie o przerzucenie wojny kulturowej, w której republikanie się specjalizują i dzięki której odnieśli sukcesy. Niektórzy analitycy interpretują to jako politykę dążącą do „konstytucyjnej zmiany reżimu” w tych państwach. Innymi słowy, kraje europejskie mają być traktowane mniej więcej tak samo, jak przykładowo Wenezuela, Panama, czy Brazylia. Amerykę Łacińską USA od dawna uważa za swoją „bliską zagranicę”, gdzie bezustannie od dziesiątków lat ingeruje w procesy polityczne i gospodarcze, z zamachami stanu włącznie. Teraz „bliską zagranicą” ma stać się Europa, a w każdym razie Europa Zachodnia, ponieważ tylko ta ma potencjał gospodarczy i polityczny, żeby budować wokół siebie jakąkolwiek przewagę. Słabsze ekonomicznie kraje Unii, takie jak Polska czy Węgry mają dalej być koniem trojańskim USA i dążyć do dezintegracji Unii poprzez wzmacnianie partii nacjonalistycznych.
Oczywiście partie prawicowe już zwęszyły tu interes i cieszą się niczym magnateria i część szlachty w I Rzeczpospolitej, że ktoś chce wspierać jej „złotą wolność”. Trump to taka nowa caryca Katarzyna, która gwarantować ma „prawa kardynalne”. Oczywiście nasze prawa i wolności Stany mają gdzieś. Są wykorzystywane wyłącznie po to, żeby dzielić i rządzić. Jednocześnie bowiem te same siły wspierają przecież antypolskie AfD w Niemczech. Chodzi o to, żeby Niemcy i Polacy wzięli się za łby i weszli w nacjonalistyczną licytację o to kto ma większą lufę. Wszyscy, którzy uważają, że dzięki temu „Polska wstanie z kolan” niech dokładnie przeanalizują, czym będzie Polska samotna na arenie międzynarodowej? Będzie państwem formalnie niepodległym, ale zależnym od kaprysów mocarstw.
To pompowanie ostatnio wizji, jakoby Polska była już gigantem gospodarczym, paradoksalnie temu służy, bo możemy poczuć się na tyle pewnie, żeby uznać, że Polska jest w stanie wejść na arenę międzynarodową jako równorzędny partner, a nie pionek w grze.
USA zależy wyłącznie na tłustym kąsku, czyli Europie Zachodniej, którą ma zamiar zwasalizować. Nasza część Europy jest wyłącznie tymczasowym środkiem do celu. W momencie, kiedy cel zostanie osiągnięty, zwyczajnie porzucą region, ponieważ uważają go długofalowo za strefę wpływów Rosji, z którą nie mają zamiaru, według zapisów tej strategii, wchodzić w istotne konflikty, tylko robić z nią biznesy. Celem jest „przywrócenie warunków stabilności strategicznej z Rosją”, a nie dbanie o interesy takich krajów, jak Polska, czy w ogóle jakichkolwiek innych krajów poza USA (a konkretnie poza interesami amerykańskich oligarchów).
Celem wojny tożsamościowej, która ma wywrócić „lewacką” Unię Europejską, jest według zapisów strategii „otwarcie rynków europejskich na towary i usługi z USA oraz zapewnienie sprawiedliwego traktowania pracowników i przedsiębiorstw amerykańskich”. Czyli mamy zwyczajnie stać się polem ich ekspansji gospodarczej, swego rodzaju kolonią. Taką kolonią, która nie ma prawa próbować wymusić na amerykańskich molochach rolnych odpowiednich standardów zdrowotnych, czy środowiskowych, a już na pewno nie próbować ograniczać dominacji cyfrowych gigantów. Mamy brać ich chłam bez szemrania. Amerykanizacja w wersji turbo, w formie już nie tylko kulturowego wpływu, ale brutalnego przymusu.
Podsumowując, to jest wprost i jasno napisany plan podporządkowania politycznego i gospodarczego, co najmniej Europy Zachodniej (Wschodnia może zostać porzucona, kiedy już wykona swoje „rozbijackie” zadanie) za pomocą wywołania wojny tożsamościowej, gdzie narzędziem wspieranym na rozmaite sposoby przez USA ma być prawica, zwłaszcza skrajna. W kontrolowanych przez USA mediach społecznościowych algorytmy będą pompować wojnę kulturową jak nigdy dotąd. Rozkręci się straszenie „wymianą populacji”, „jadalnymi robakami”, „lewakami”, „mniejszościami” itd. na skalę trudną do zniesienia.
Czy nasi „liberałowie” będą w stanie się temu przeciwstawić? Nie sądzę. Jak już wiemy tutaj od dawna, lotni szczególnie (poza wyjątkami) nie są. Obawiam się, że zostaną gładko rozegrani, zwłaszcza że naiwny kult USA tam trzyma się wciąż mocno, nawet jeśli odrobinę mniej niż kiedyś. Dodatkowo ich polityka gospodarcza może destabilizować i tak niestabilną sytuację dolewając oliwy do ognia i przyspieszając rozkład.
A mnie pozostanie po raz kolejny stwierdzić za parę lat: a nie mówiłem? Słaba to satysfakcja.
Xavier Woliński