Każdy by chciał pracować 500 metrów od domu. Chodzić do pracy pieszo, wpadać do domu na drugie śniadanie, po pracy uprawiać z dziećmi ogródek i razem gotować kolację.

Ale z punktu widzenia PKB lepiej jest, jeżeli pracuje pan 50 kilometrów od domu. Wtedy masę czasu i pieniędzy pochłaniają dojazdy. Żywi się pan oczywiście na mieście. […] Z dziećmi siedzi płatna opiekunka, ogródkiem musi się zajmować ogrodnik. A w dodatku chętnie bierze pan nadgodziny, albo drugą pracę, bo wciąż brakuje panu na to wszystko pieniędzy. […]

A przecież kiedy […] całe nasze życie zostanie sprowadzone do zarabiania i wydawania pieniędzy, staniemy się najbardziej nieszczęśliwymi, najbardziej samotnymi i absurdalnymi stworzeniami na świecie

Zygmunt Bauman

Prof. Hayek ma prawdopodobnie rację, twierdząc, że w tym kraju intelektualiści są bardziej skłonni do myślenia totalitarnego niż zwykli ludzie. Jednakże jednocześnie nie zauważa, albo się do tego nie przyznaje, że powrót do “wolnej” konkurencji oznacza dla bardzo wielu ludzi
tyranię prawdopodobnie jeszcze gorszą niż tą realizowaną przez państwo.

Problem z konkurencją jest taki, że w końcu ktoś ją wygrywa. Prof. Hayek zaprzecza, że wolny kapitalizm nieuchronnie prowadzi do monopolu, ale w praktyce tak się właśnie dzieje. Skoro większość ludzi woli raczej państwowe kierownictwo niż biedę i bezrobocie, będzie się kierować się w kierunku kolektywizmu, jeśli ludzie będą mieli cokolwiek do powiedzenia w tej sprawie.

Z recenzji George Orwella “Drogi do zniewolenia” Hayeka, Observer, 9 kwietnia 1944

Tutaj dochodzi do porażki [lewicowych] ruchów [antysystemowych]. To właśnie owe ruchy, bardziej niż cokolwiek innego, podtrzymywały państwa politycznie, szczególnie gdy dochodziły do władzy. Służyły one jako moralny gwarant struktur państwa. O tyle, o ile ruchy tracą poparcie, gdyż nie dają już nadziei i pewności, ludność w swej masie staje się głęboko antypaństwowa. Państwa jednak są najbardziej potrzebne nie reformatorom i nie ruchom, lecz kapitalistom. Kapitalistyczny system światowy nie może dobrze funkcjonować bez silnych państw (oczywiście, zwykle pewne państwa są silniejsze niż inne) w ramach silnego systemu międzypaństwowego. Ale kapitaliści nigdy nie są w stanie wysuwać tego roszczenia na płaszczyźnie ideologicznej, gdyż ich legitymacja wynika z wydajności ekonomicznej i zwiększania ogólnego dobrobytu, a nie z wymagania porządku ani z gwarancji zysków. W ostatnim stuleciu kapitaliści coraz bardziej polegali na ruchach, jeśli chodzi o legitymizację struktur państwowych.

Dzisiaj ruchy nie są w stanie dłużej pełnić tej funkcji. Gdyby zaś próbowały, nie mogłyby pociągnąć za sobą ludności. Widzimy więc wszędzie pojawiające się pozapaństwowe “grupy”, które same siebie ochraniają, a nawet zabezpieczają swój dobrobyt. W ten sposób weszliśmy na drogę globalnego zamętu. Jest to znak dezintegracji nowoczesnego systemu światowego, kapitalizmu jako cywilizacji. Możecie być pewni, że uprzywilejowani nie będą siedzieć z założonymi rękami i przyglądać się, jak ich przywileje znikają, nie próbując ich bronić. Możecie jednak być równie pewni, że nie są oni w stanie ich obronić po prostu jeszcze raz naprawiając system, a to z powodów, które podałem [w książce].

Świat znajduje się w okresie przejściowym. Z chaosu wyłoni się nowy porządek, inny niż ten, który znamy. Inny, lecz niekoniecznie lepszy. Tu ruchy ponownie wkraczają na scenę. Uprzywilejowani będą próbować stworzyć nowy rodzaj historycznego systemu, który będzie oparty na nierówności, hierarchiczny i stabilny. Mają przewagę w postaci władzy, pieniędzy i informacji do dyspozycji. Niechybnie sięgną po coś pomysłowego i możliwego do realizacji. Czy ruchy, wzmocnione, dorównają im?

Immanuel Wallerstein, Koniec świata jaki znamy