Stało się to, co było do przewidzenia. Nawrocki wygrał nie dlatego, że jest wspaniały i że ma przekonujący program. Wygrał, bo Trzaskowski i PO to po prostu jest ekipa odklejona od rzeczywistości.
Przesadzam? Spójrzcie na ich reakcje powyborcze. Wyciągają wnioski? Wyciągają, ale jakie… „Źródła w KO twierdzą, że Tusk planuje szybką rekonstrukcję. Możliwe, że Bodnar poleci i zastąpi go Giertych” – napisała w Newsweeku dobrze poinformowana w tych kręgach Dominika Długosz. — Koniec progresywnej agendy na długie lata — z nieukrywaną satysfakcją mówią jej rządowi konserwatyści.
Czyli rozumiecie, konserwatywny zwrot w kampanii przyniósł im katastrofę, więc co może być rozwiązaniem? Oczywiście, jeszcze więcej konserwatyzmu! Wyborca wytrzyma.
Przypominam, że to jest partia Budki, Kidawy i Nitrasa. Trzaskowski miał być ich ostatnią deską ratunku, jedynym jako tako prezentującym się tam politykiem. I teraz się skończył. Tam nie ma już żadnej nadziei, dlatego przegrali. Jak wiać na samym byciu „niepisem” już się daleko nie zajedzie. A innego programu wygenerować nie potrafią.
Innego poza wymyśleniem genialnego planu, że jeszcze bardziej zaczną kopiować Konfederację.
Jesteście świadkami, że pisałem tu od dawna, czym to kopiowanie prawicy się skończy. Dalszym umacnianiem prawicy. Oryginału, a nie mało przekonującej kopii libkowej.
Kiedyś napisałem tekst, że używam nazwy „libki”, bo to czym jest to środowisko, to nie jest żaden liberalizm, tylko tandeciarstwo i podróba. Cała ta ekipa intelektualnie jest pusta, nie mają żadnej koncepcji, poza walką z PiS i obsadzaniem stołków.
A w tę pustkę próbują wlewać jakiś koktajl ideologiczny, złożony ze składników skonstruowanych z mieszaniny bieżących sondaży. Raz w te, raz wewte. Przez miesiące Trzaskowski przymilał się, kompletnie niewiarygodnie, do agendy prawicowej. Sztab zorientował się w ostatnim tygodniu, że będą mieć problem z mobilizacją bardziej lewicowych wyborców, więc chaotycznie próbował coś opowiadać tematy w rodzaju związków partnerskich, ale też niewiarygodnie.
Niektórzy mówią, że jakby Trzaskowski wygrał, to była szansa na realizację niektórych istotnych postulatów. Owszem, też tak mi się wydawało na początku ich rządów, że będą się starać coś zrealizować. Ale każdą propozycję, taką nawet, do której nie był konieczny podpis prezydenta, tak długo mielili i rozwadniali, że nie było żadnego efektu.
A większe zmiany blokuje im Trzecia Droga i tutaj prezydent Trzaskowski niczego by nie zmienił. To, że oni mieli zamiar coś realizować w kwestii praw kobiet czy osób LGBT, to są naiwne złudzenia. Gdyby było inaczej, to w praktyce by pokazali: mamy gotowych do podpisu choćby jutro tyle a tyle gotowych ustaw. A jaka jest rzeczywistość? Nic godnego uwagi nawet nie wyszło z komisji sejmowych. Nic nie czeka do podpisu.
Przez całą kampanię dosłownie pluli w twarz bardziej lewicowym, także liberalnym wyborcom. Żal było na to patrzeć, bo to było po prostu poniżające. Uznali, że można się znęcać nad tą grupą, bo i tak karnie pójdzie głosować i nie ma sensu się nimi przejmować. A kiedy na końcu jak zaczęli wysyłać Komorowskiego i Giertycha do mediów, to był czysty sadyzm.
Do tego więcej dziwacznej deregulacji, skupianie się głównie na jednej mniejszości: kapitalistach i jednocześnie olewania interesów milionów pracowników etatowych, lokatorów, ludzi mieszkających na tzw. prowincji. Mieszkaniówka dalej leży i dalej rozmyślają, czy jednak może nie dopłaty do kredytów.
Gdyby wygrali, to by całkowicie utrwaliło ich w słuszności tej strategii. Teraz przegrali i jest spora szansa, że cały ten obóz się rozpadnie, bo już chyba tylko największy beton nie widzi, że oni się do niczego nie nadają, że to jest po prostu tandeta.
Mieli wszystko: władzę, przewagę w mediach, pieniądze (zwłaszcza po odcięciu PiS od dotacji), najgorszego kontrkandydata, jakiego Kaczyński mógł sobie wymyślić. I wciąż przegrywają.
To jest wytwór tych „elit”, które się tak puszą non stop, jakich to rozumów oni nie pozjadali, a dali się pokonać Nawrockiemu. Nawrockiemu! Dajcie spokój. Szkoda słów na tych ludzi.
Xavier Woliński