Rząd zamknął granice, restauracje, kawiarnie, galerie handlowe.
Pewnie te większe dostaną odszkodowania i dotacje państwowe, bo są “za
duże żeby upaść”.
Ale powraca pytanie, co z pracownikami, co z
jednoosobowymi działalnościami, tak popularnymi w ostatnich czasach i
osobami na śmieciówkach, które z dnia na dzień dowiedziały się o tym, że
tracą źródło dochodów albo zostaną one mocno uszczuplone? Rząd mówi o
“pomocy wzajemnej”. Jestem gorącym zwolennikiem solidarności i uważam,
że bez niej w ogóle nie przetrwamy jako gatunek, jak pan Korpotkin
powiedział. I to jest robione. W miastach powstają grupy wsparcia w
ramach akcji Widzialna Ręka, mówi się nawet o społecznych funduszach solidarnościowych.
Ale skoro mamy obecnie taki system jaki mamy, że bogaci drenują
biednych, to z czego biedni mają tej pomocy sobie wzajemnie udzielać?
Teraz rząd bogatym dopłaci, żeby nie zbiednieli, ale jeszcze raz – co z
maluchami? Co z pracownikami? Co z małymi usługami rzemieślniczymi?
Teraz wielkie zamknięcie kraju, ale ten niewolniczy system zmusza od
kiedy istnieje ludzi do pracy w chorobie, bo stracą środki do życia. I
roznoszą wirusy, nie tylko COVID, ale wszelkie inne. Siedzą zasmarkani w
biurach co roku w sezonie grypowym. Mówią, że są nieodpowiedzialni.
Część z nich na pewno, jeśli ma możliwość utrzymania się z chorobowego,
ale wiele osób musi siedzieć w chorobie, bo umrze z głodu, nie spłaci
kredytu i straci mieszkanie. I kto się nimi zajmie? Państwo chroni
bogatych i zawsze chroniło, żeby kapitalizm się kręcił. Dlatego ten
system musi runąć, bo jest kompletnie niedostosowany do obecnych wyzwań.
Ludzie muszą przejąć kontrolę nad swoim życiem i nad ustalaniem
priorytetów, nad alokacją zasobów w demokratycznej formie. Dlaczego na
mordowanie ludzi w piaskach pustyni w imię interesów Imperium jest kasa,
a na ochronę zdrowia nie ma?
W takich momentach widać jak
bardzo ten system jest chory. A przecież to dopiero początek wyzwań
przed nami. COVID to tylko przedsmak tego co czeka nas w sytuacji
rozkręcania się kryzysu klimatycznego. Wtedy autorytarne typy będą
odwoływać się do konieczności wzmocnienia państwowej pały, żeby nas Bóg i
państwo uratowały. Spanikowani ludzie na to pójdą, ale jakoś nie widać,
żeby państwa i utrzymywane przez nie przy życiu korporacje coś z tym
robiły, kiedy da się jeszcze coś zdziałać. Ludzie muszą przejąć kontrolę
póki jeszcze możemy i póki jeszcze jesteśmy jako-tako wolni i możemy
mówić. Wolni ludzie, w wolnych, samorządnych i sfederowanych gminach, a
nie w tym niewolniczym systemie korporacyjno-państwowym, który nas w
końcu wykończy.