Transformacja klimatyczna a koszt społeczny

photo of wind turbines lot Photo by Narcisa Aciko on Pexels.com

Trochę pozytywów i trochę negatywów. Udział odnawialnych źródeł energii w produkcji energii elektrycznej w kraju w istotny sposób rośnie. To już nie jest „nowinka”. Przykładowo we wrześniu zeszłego roku po raz pierwszy w historii udział energii pochodzącej z OZE wyniósł aż 36,8%. Oczywiście ten udział ulega pewnym wahaniom miesięcznym, ale wykres idzie systematycznie w górę.

W porównaniu udział węgla, choć nadal wysoki, systematycznie spada (w tym samym wrześniu wynosił ok. 48 proc.). To się dzieje w dużym stopniu oddolnie i w sposób rozproszony. Nie zawsze oczywiście wszystkie rozwiązania są optymalne, pozostaje kwestia przystosowania całego systemu energetycznego do tej zmiany. Niemniej transformacja w Polsce odbywa się na naszych oczach. Tutaj jest sporo różnych problemów i nie jest idealnie, ale trzeba tę sytuację odnotować.

W tym kontekście jednak warto wspomnieć, że priorytetem w trakcie tej transformacji, w przeciwieństwie do tej poprzedniej „szokowej”, powinni być zawsze zwykli ludzie. Ludzie naprawdę mają już dość „szoków”. Górnicy znowu stali się kozłem ofiarnym, jak wówczas, różnej maści liberałów. Tymczasem warto wspomnieć, że to nie wina tyrającego na przodku górnika, że nasz system energetyczny był ukształtowany tak, a nie inaczej przez lata, kiedy węgiel był tani i relatywnie łatwo dostępny w kraju. Sytuacja radykalnie się zmienia i musi zmienić, ale koszt nigdy nie powinien być ponoszony przede wszystkim przez przeciętnego człowieka.

Zwłaszcza w sytuacji, kiedy gospodarczy i polityczni zarządcy tego kraju i świata zużywają na swoje zachcianki sporą część tej energii wyprodukowanej m.in. przez górników. To na nich powinna koncentrować się wszelka krytyka, bo to oni właśnie taki świat ukształtowali, oparty na rabunkowej eksploatacji zasobów i rzekomo nieskończonym wzroście, który ma służyć przede wszystkim tym ludziom. Uważam, że inne podejście do tematu jest stawianiem sprawy na głowie.

Bez ludzi nic z tej transformacji nie wyjdzie, sama się nie zrobi, bo zaczną słuchać teorii spiskowych i „klimatosceptycznych” polityków, którzy dochodzą na tych hasłach do władzy.

Zmiana jest koniecznością, ale musi być zrozumiała dla ludzi. Ma być jakiś plan, w którym znajdą dla siebie miejsce. Zwłaszcza że wiele osób np. na szeroko rozumianym Śląsku pamięta czasy tzw. transformacji ekonomicznej. Kiedy potrafiono zakłady pracy zamykać praktycznie z dnia na dzień, nie dając ludziom żadnej realnej alternatywy, żadnych perspektyw. To rodzi zrozumiały opór i bunt. I teraz też rodzić będzie, jeśli nie włożymy dość wysiłku, we wciągniecie ludzi do tego projektu.

Do poprzedniego i do obecnego rządu mam te same pretensje. Przez lata przeznaczano na inne cele środki z handlu emisjami, które miały służyć wsparciu lokalnych społeczności. Woleli opowiadać androny i bajki ludziom, zamiast stopniowo tworzyć alternatywne, realne rozwiązania, żeby ludzie widzieli, że czeka ich jakaś przyszłość. Choćby w Bełchatowie. A teraz grożą ciągle zamknięciem kopalni z dnia na dzień niczym w latach 90. Często przez tych samych ludzi, którzy zamykali wówczas zakłady. To nie tak miało i ma wyglądać.

Wiem, że z warszawskich ośrodków władzy nie widać takich miast i miasteczek na jakiejś tam prowincji. Karmienie ludzi demagogią i pustymi obietnicami w końcu skończy się katastrofą społeczną. A nie ma takich środków, których nie warto by wpompować w sprawiedliwą transformację klimatyczną. Nie ma. Bo jak się nie wpompuje, to w ogóle transformacji nie będzie. Nie da się zrobić jej wbrew ludziom.

Po prostu nie da i powinniśmy na serio o tym dyskutować co z tym zrobić, zamiast urządzać pyskówki w internecie.

Xavier Woliński