Konfederacja zaliczyła wzrost i w mediach zaczęto ogłaszać, że to „trzecia siła”. Newsweek z tej okazji nawet na dwóch stronach dał piękne foty Mentzena i Bosaka. Takie gotowe do wycięcia i powieszenia na ścianie przez jakiegoś zakochanego chłopca.
Różnym partiom spada, rośnie, spada, ale Konfederacja zawsze traktowana jest szczególnie. Właśnie domyślnie jako potencjalna „trzecia siła”. Powodów jest kilka.
Oczywiście jednym z nich są poglądy sporej części dziennikarskiego establiszmentu, które są raczej bliższe Konfie niż „lewactwu”. Oczywiście zaraz dodają, że „chodzi o program gospodarczy”. U nas w mediach jak mantra jest powtarzane, że poglądy mają niektóre dziwne, ale „program gospodarczy dobry”. To tylko świadczy o kompromitująco niskiej wiedzy ekonomicznej dziennikarskich gwiazd u nas. Powtarzają głupoty. Nie pierwszy raz. Wcześniej mieliśmy mantrę o „bolesnych (dla kogoś, bo nie dla nich), ale koniecznych reformach Balcerowicza”.
Kolejny powód to samo pozycjonowanie się Konfederacji na trzecią siłę. Konsekwentne dodajmy. Retorycznie uderzają i w rząd i w resztę opozycji, kształtując opinię swoich wyborców i przedstawiając się jako siła „antysystemowa” i „alternatywa” względem „całej reszty”. Wielu ludzi to kupuj. Część z powodu „protestu” przeciwko „tym którzy już byli”, a część bo dała się zaczarować prostackim hasełkom.
Jednocześnie zaś, mimo pozornego ataku na wszystkich, są „obrotowi”, tzn. potencjalnie mogą stworzyć koalicję z każdym, kto wygra wybory. I każdy musi potencjalnie o nich zabiegać. Oczywiście wejście do rządu z „systemową partią” grozi im utratą buntowniczego fragmentu wyborców, co dość prawdopodobne. Ale mogą liczyć, że uda im się uzyskać „efekt Kaczyńskiego”. Pamiętajmy, że Jerzy Buzek wciągając Lecha Kaczyńskiego do rządu, na stanowisko ministra sprawiedliwości, wydobył też z zapomnienia całe jego środowisko polityczne z którego wyłoniło się potem PiS. Kaczyński zrobił z siebie „szeryfa” i zdobył pewną popularność, którą potem „przelał” na swoją nową partię.
I jest to jakaś strategia. Inne podmioty się z nimi liczą i albo atakują, albo kokietują, na zmianę. Konfederacji pomaga też wizja „wspólnej listy” całej opozycji. Całej, poza nimi. Wtedy automatycznie tworzy się sytuacja w której, jeśli ktoś nie chce ani Tuska ani Kaczyńskiego, głosuje na „tego całego Mentzena”. Ludzie mogą nawet nie wiedzieć dokładnie o co mu chodzi i kto to jest, ale będą głosować, bo chcą czegoś „trzeciego”, „innego”. A więc w sytuacji dwóch list o którą modli się Wyborcza, Konfederacja będzie wzrastać w siłę.
Partyjna Lewica, gdyby miała odwagę mogłaby iść podobną drogą (oczywiście nie w kwestii treści, tylko formy). To znaczy wyjść spod skrzydeł libków i ich mediów i zaryzykować szarżę na cały establiszment. Walić i w tych i w tamtych i jak mówią, że są „osobno”, to zamiast się ciągle tłumaczyć, odpowiadać, „a, tak osobno, bo ze złodziejami i kombinatorami pod rękę się nie chodzi”.
Ale obawiam się, że odwagi i chęci nie starczy i rozpłyną się po wyborach w libkowym ciele. A wszędzie będzie „wieczny Wrocław” (gdzie od lat rządzą moi „ulubieńcy” ze Zjednoczonej Opozycji). Inni z lewicy już szlak przetarli i zniknęli gdzieś tam w labiryntach „Koalicji Obywatelskiej”. Chyba już tylko rodzina i najwierniejsi fani o nich pamiętają.
W każdym razie Konfederacja pokazuje, jak należy to robić skutecznie. Walić we wszystkich i patrzeć, czy równo puchnie. I nawet jak się ma 6 procent opowiadać o sobie, jak o trzeciej sile, nie tylko w kwestii liczb i punktów w sondażach, ale trzeciej ideologicznej opcji. Choć w przypadku Konfederacji oczywiście to jest ściema. Ich opinie nie są w żadnym wypadku „antysystemowe”. To jest produkt systemu, ekstrakt ideologiczny tego, czym karmieni są tutaj od 30 lat ludzie w szkołach, mediach i kościołach. „Lekcje przedsiębiorczości” gdzieś się odkładają jednak w głowach. Oni po prostu to wszystko tylko radykalizują, ale są „arcysystemowi” powiedziałbym.
Ale, to co ja uważam to jedno, a to, jak potrafią się opakować to drugie.
Xavier Woliński