Tusk chciałby wypowiedzieć Europejską Konwencję Praw Człowieka

Czy kogoś dziwi, że Donald Tusk ogłosił, że chciałby wypowiedzieć Europejską Konwencję Praw Człowieka? Mnie wcale.

W wywiadzie dla konserwatywnego brytyjskiego dziennika The Times Tusk ogłosił, że czas na „polonizację” Europy w kwestii praw człowieka. „Kiedy mówimy o największych zagrożeniach, może nie dla Polski, ale przede wszystkim dla Zachodu i dla całej UE, to jest to migracja, te coraz trudniejsze relacje etniczne i kulturowe w naszych społeczeństwach – może nie w Polsce, ale na pewno w waszym kraju, we Francji, w Niemczech” – powiedział. To w zasadzie parafraza przyśpiewek, które wyją nacjonaliści na różnych demonstracjach w rodzaju „płaczą Niemcy, płacze Francja, tak się kończy tolerancja”. Tusk po prostu przejął retorykę skrajnej prawicy.

Jak zauważa gazeta, Tusk sympatyzuje z radykalnym rozwiązaniem proponowanym w Wielkiej Brytanii przez partię Reform (tak, tego faceta od Brexitu) i Konserwatywną. Otóż zdaniem polskiego premiera, jeśli 46 sygnatariuszy konwencji nie może dojść do porozumienia w sprawie  „modernizacji” Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, to „całkiem rozsądne byłoby rozważenie po prostu jej opuszczenia”.

„Moja rola w Europie polega raczej na zachęcaniu premierów i prezydentów do podejmowania działań wykraczających poza ramy konwencji” – wyjaśnił Tusk. „Wiem, że brzmi to nieco dziwnie w ustach mnie, weterana walki o prawa człowieka. Musimy jednak szanować rzeczywistość. Polityka musi opierać się na rzeczywistości, a nie tylko na marzeniach”.

Tusk jako rycerz, a nawet „weteran” walki o prawa człowieka, dajcie spokój… To się facet pięknie potrafi ubarwić za granicą. Trzeba powiedzieć, że wielkie ego wciąż nienaruszone. Premier polskiego rządu prezentuje też swój generalny światopogląd: „Polityka była, jest i zawsze będzie dotyczyła tych samych kwestii: przemocy, tego, kto jest silniejszy, granic i terytoriów, konfliktów interesów”. Gazeta określa tę koncepcję jako „hobbesowską”, ale dla mnie to, o czym mówi Tusk, to odmiana darwinizmu społecznego. Ogłasza powrót do najmroczniejszych czasów XX wieku, które twórcy Konwencji uznawali za zamknięte. To jest dość interesujące, że ogłasza to Polak.

Polska nie mogła nigdy mierzyć się z największymi światowymi potęgami i dziś nadal jest to prawdą. Dlatego w jej interesie było tworzenie i obrona takich uniwersalnych konwencji i traktatów, chroniących interesy maluchów i średniaków. W świecie Tuska, gdzie przetrwać może tylko najsilniejszy, zwyczajnie nie mamy szans, co już wielokrotnie mieliśmy nieprzyjemność sprawdzać w historii. Podważanie tego dorobku jest po prostu podmywaniem fundamentów, na których stoimy.

Warto czytać, co opowiadają politycy za granicą, bo często mówią więcej i bez ogródek niż w krajowych mediach, gdzie zależy im na utrzymaniu jak najdłużej w sferze fantazji swoich fanów i co bardziej naiwnych publicystów, którzy cyklicznie wierzą w Tuskowe przemiany i nawrócenia na „liberalny demokratyzm”, czy inną „socjaldemokrację”. A może wierzą, bo opłaca się im w to wierzyć, nie wiem. Symptomatyczne jednak jest, że poza oko.press wszystkie inne polskie media skoncentrowały się na tym, co Tusk mówił w tym wywiadzie o Putinie, czy Trumpie (nic nowego), a nie na tym, co było w tych wypowiedziach najistotniejsze i potencjalnie najgroźniejsze.

Tutaj warto zauważyć, że oczywiście dla części wyborców te słowa mogą mieć drugorzędne znaczenie. Wszak chce wypowiedzieć tę konwencję ze względu na jakichś „obcych”. To jest dopiero cudowny wręcz przykład naiwnego myślenia. Prawa człowieka i związane z nią konwencje uwierają większość polityków, bo wiążą im ręce też w kwestii „zarządzania swoją tubylczą populacją”. Migracja to tylko pretekst, który spowoduje, że łatwiej sprzeda się degradację praw człowieka, żeby łatwiej nas wszystkich wziąć za twarz.

Jak zauważa słusznie gazeta „Strefa Schengen, która niegdyś była przedmiotem tak wielkiego polskiego idealizmu, jest obecnie rozrywana przez patrole graniczne i punkty kontrolne”. Chodzi o to, żeby radykalnie ograniczyć przepływ osób i w ten sposób ułatwić wzięcie pod but swoich obywateli. Tu cały czas toczy się rozgrywka nie o migrantów, ale o lokalsów. Towary i usługi mają dalej płynąć w miarę swobodnie, za to siła robocza ma być przykuta do ziemi. To jest marzenie całej Europejskiej prawicy i wszystkich autorytarystów. Do których Tusk oczywiście się zalicza i tylko ludzie o wyjątkowo niskich standardach i wymogach względem polityków tego nie zauważają.

Tusk przeprowadza szarżę na Europejską Konwencję Praw Człowieka w dosłownie przeddzień dojścia ultraprawicy do władzy w Polsce (ale nie tylko). Oczywiście ośmieszy to wszystkie jego przyszłe ewentualne próby powoływania się na tę konwencję w razie, gdyby sami działacze KO stali się ofiarami łamania praw człowieka. To jest zresztą ta sama polityka, jaką próbowali stosować dosłownie parę miesięcy przed dojściem PiS do władzy. Wówczas próbowali w dość „elastyczny” sposób interpretować obsadzanie Trybunału Konstytucyjnego. Jak pamiętamy, wyłom wówczas stworzony przez „demokratów”, został w twórczy sposób rozwinięty przez ich następców z PiS. Teraz będzie tak samo. A nawet gorzej.

KO-wców w ogóle mi nie szkoda. Jak sobie ścielą, tak się (nie) wyśpią, choć zapewne będą krzyczeć najgłośniej, że „łamią ich prawa”. Najbardziej szkoda mi ludzi, którzy realnie stają w obronie praw człowieka, bo to w nich te wszystkie manewry uderzą, a nie w ekipę polityków ze świecznika, która w razie czego spróbuje znowu schować się w jakichś Włoszech czy innej Brukseli. I faktycznie, kiedy przyjdą po ciebie, nie będzie już nikogo, kto by się o ciebie upomniał. A zgodnie z logiką obecnej światowej „prawicowej rewolucji”, przyjdą w końcu po bardzo wielu, bo inkwizytorska logika szukania wszędzie wrogów i obcych do tego prowadzi.

Xavier Woliński