Często pojawiają się „zdroworozsądkowe” rozmaite postulaty Wujków Dobra Rada, żeby protesty w istotnych kwestiach społecznych czy ekologicznych odbywały się w jak najgrzeczniejszej, najbardziej strawnej dla publiki formie. Tak strawnej, że przełknięcie ich miałoby się odbyć niezauważalnie.
Słucham tych rad od wielu lat. Związkowcy, ekolodzy, feministki, osoby LGBTQ, lokatorzy itd., mają protestować, ale bez zakłócania „przepustowości” w mieście i bez żadnych tam jakichś środków pirotechnicznych, już nie mówiąc o tym, że jak dochodzi do jakichś starć, to żeby czasem nie było uszkodzenia żadnego mienia. Protesty najlepiej jakby się odbywały w ciszy, za rogatkami miast, albo najlepiej w formie konferencji naukowej, która zakończy się wydaniem pracy zbiorowej, którą przeczytają w najlepszym razie wzajemnie sami paneliści.
No więc, pamiętam jak jeden z pionierów ruchu ekologicznego w Polsce odpowiedział na pytanie dziennikarki: – Ale po co targaliście przez pół Polski ten wielki pień ściętego drzewa z Białowieży do Warszawy i robicie z siebie pajaców? – A czy pani by przyszła tutaj zrobić materiał do telewizji, gdybyśmy nie zrobili z siebie pajaców i nie pokazali, jakie drzewa są ścinane? Ja np. nie lubię robić z siebie pajaca, ale jak nie tego nie zrobimy to o tym przecież nie powiecie w Wiadomościach, prawda? – odparł, a dziennikarkę zatkało, bo miał przecież rację.
Stałem obok i nie wiedziałem czy się śmiać, czy płakać. To była połowa lat 90., protestowaliśmy pod Urzędem Rady Ministrów z hasłem „Panie premierze, chroń Białowieżę”. Ciągle aktualnym, tak jak i strategia zwracania uwagi mediów. Tylko może teraz jeszcze trudniej wbić się w program infotainmentu serwowanego w tzw. „programach informacyjnych”. Trzeba ciągle wymyślać nowe formy protestu, żeby tych znudzonych światem ludzi z mediów oraz konsumentów tych treści czymś zainteresować.
Żeby nie było. Konferencje naukowe też organizowaliśmy i próbowaliśmy zainteresować publikę. Np. na początku lat dwutysięcznych zorganizowaliśmy panel dyskusyjny na Uniwersytecie Wrocławskim o kryzysie ekologicznym. Przyszła jedna dziennikarka radiowa, trochę przypadkiem, bo akurat była w okolicy. Informacja o panelu oczywiście została rozesłana do wszystkich mediów. Więc niech nie opowiadają bajek, że da się „na spokojnie” i „merytorycznie” ich czymkolwiek zainteresować.
To dotyczy każdej innej kwestii. Im bardziej organizujesz „merytorycznie”, „na spokojnie”, „bez darcia się” i „wywoływania skandalu”, tym mniej kogokolwiek to obchodzi. Poza oczywiście dziesięcioma naukowcami i naukowczyniami oraz kilkudziesięcioma aktywistkami i aktywistami. Tymi samymi zazwyczaj od lat.
Kiedy mówią, ale „róbcie tak, żeby nie przeszkadzać ludziom”, to postulują naprawdę: róbcie tak, żebyśmy mogli się tym dalej nie interesować i w spokoju konsumować, oglądając kolejny odcinek serialu, albo wiadomości o śmierci albo narodzinach jakiejś księżniczki z odległego kraju.
Ponieważ większość nic o tym nie chce wiedzieć, bo to byłoby niewygodne, a nawet zmuszałoby do podjęcia jakiegoś wysiłku, działania, a może nawet włączenia się w akcje protestacyjne (co za „obciach”!). I na tym żeruje każda forma władzy ekonomicznej i politycznej.
Xavier Woliński