Jestem chory, ale wczoraj w malignie jednym okiem próbowałem sprawdzić wiadomości i ciągle wyłaniały się upiory.
„Chodzi o powrót do takiego, wiem, że to niemodne słowo, ale ja się tego słowa nie wstydzę, do takiego liberalnego ducha polskiej gospodarki” – opowiadał Tusk na spotkaniu z solą tej ziemi, atlasami dźwigającymi samodzielnie glob na swoich barkach, czyli oczywiście „przedsiębiorcami”.
Polski liberalizm to upiór, który krąży i dusi nas kolejne dziesięciolecie i nie daje o sobie zapomnieć. „Teraz mamy nawrót prostackiego socjalizmu, gdzie nie człowiek jest w centrum, tylko władza”. Nie, nie mamy żadnego „nawrotu socjalizmu”, chyba że doszło do uspołecznienia gospodarki i przejęcia kontroli nad nią przez pracowników. Faktycznie mamy miks rozwiązań liberalnych z konserwatywnymi. Tylko trochę inaczej poukładanych niż za PO. Upiór pololiberalizmu ciągle tu jest i wystarczy, że groźnie zawyje i PiS rezygnuje z jakichkolwiek mocniejszych posunięć względem biznesu.
Sianie bzdur przez dziesiątki lat wydaje plony w postaci umacniania się Konfederacji i cokolwiek PO by nie zrobiła, to się nie zmieni. Geniuszom strategii w Wyborczej natomiast nie przyjdzie do głowy, że są całe masy ludzi olane w mniejszym czy większym stopniu przez wszystkie partie i nikt o nich się nie szarpie, nikt szczególnie nie przejmuje. PiS sobie niektóre grupy społeczne wziął, ale wcale nie traktuje ich jakoś luksusowo. Może o nich zawalczyć?
Ależ skąd. Wszyscy walczą jak lwy o „przedsiębiorców”. Wmawiając dodatkowo ludziom pracującym na własnej działalności dla jednego klienta, że mają te same interesy co ich „klient”, a tak naprawdę zatrudnający, bo tylko z przyczyn prawno-podatkowych siedzą na tym „samo”zatrudnieniu i faktycznie żadnymi kapitalistami nie są.
No, ale makaron na uszy już można im nawinąć, że jak się obniży podatki wielkim korpo, to skapnie coś także im. Tyle że dla wielkich korpo to będzie manna z nieba, a dla maluchów kropelka niczym z zepsutego kranu.
W każdym razie część publicystów Wyborczej już przygotowuje swoich czytelników do dwóch wariantów: koalicji Konfederacji z PO, albo przegranej PO. Odpowiedzialność za tę ostatnią będzie ponosić rzekomo brak „jednej listy”, który to karkołomny pomysł wałkują któryś już miesiąc. Przykład Węgier jak widać niczego ich nie nauczył. Ale oni już chyba tam się nie uczą. A tych, którzy byli skłonni się uczyć albo tracą, albo zwalniają.
Xavier Woliński