Jeśli sądzicie, że cyrk pod nazwą „trzeba odsunąć PiS od władzy, a więc wszystko temu trzeba podporządkować” skończy się po wyborach i zaczną się te „konkrety”, to wielu się rozczaruje. Jeśli wygra opozycja, zacznie się nowa odsłona tego cyrku pod hasłem „nie wolno dopuścić do powrotu PiS do władzy i wszystko trzeba temu podporządkować”.
Oczywiście „wszystko” nigdy nie będzie oznaczać poświęcenia interesów tych u władzy, tylko interesów innych ludzi. I tak jak teraz libkowe „autorytety medialne i moralne” potrafią przymykać oko na obrzydliwą, rasistowską kampanię wyborczą PO w kwestii migracji w której ściga się z PiS na to, kto bardziej postraszy ludzi, tak będą przymykać nawet jeszcze bardziej później.
Jak pisałem wcześniej, to co mnie bardzo niepokoi to poziom demobilizacji społecznej, która zazwyczaj zaczyna się przed wyborami, a potem trwa dalej, kiedy już „słuszni” wygrali. A tymczasem niemal żadna z ważnych dla nas spraw nie przejdzie gładko i prosto przez przyszły parlament. O większość rzeczy trzeba będzie się szarpać. Wszystko jedno, czy będzie chodziło o migracje, o prawa osób LGBTQ+, o prawa pracownicze czy lokatorskie, o kryzys klimatyczny. Układ będzie wisiał na włosku centrowych konserwatystów i energia będzie szła na to, żeby się nie wywrócił.
A więc jeśli coś nie zostanie zrealizowane, to będzie tłumaczone tym, że nie wolno denerwować konserwy, bo inaczej „PiS wróci do władzy”. Różnica jednak jest taka, że o ile obecnie te wszystkie ważne sprawy dotyczące praw człowieka, w stopniu mniejszym (kwestie socjalne) lub większym (kwestie dotyczące praw mniejszości, kwestia aborcji) mogą liczyć teraz na nagłośnienie ze strony libkowych mediów, choćby tylko po to, żeby zrobić na złość PiS-owi, jeśli nawet nie z przekonań, to po zdobyciu władzy przez libków to się skończy.
Mam poważne przesłanki by sądzić, że wówczas zacznie się tłumaczenie dlaczego znowu należy pewne postulaty schować, odłożyć na „lepsze czasy” itd. Wszyscy, którzy będą wówczas protestować i naciskać na rząd będą uznawani za użyteczne narzędzia PiS, piątą kolumnę, zdrajców „uśmiechniętej Polski”, itd.
Innymi słowy, znowu będą próbowali zrobić nas w ch… Dlatego bardzo martwi mnie spadek frekwencji na akcjach i wydarzeniach, bo będzie potrzebna mobilizacja, żeby przechylić szalę, wymusić, przypomnieć, że pewne kwestie są niezałatwione, lub wycisnąć więcej niż łaskawie będą chcieli ewentualnie dać.
Skąd to wiem? Już to przeżyłem. Teraz oczywiście nie da się wrócić do świata w skali 1:1 sprzed kilkunastu lat. Świadomość społeczna się zmieniła i nawet konserwatywne libki będą musiały to brać pod uwagę. Ale będą próbować wrócić do tej „normalności” z czasów swojej młodości i dadzą dokładnie tyle, ile uda się wyszarpać.
Niestety, przynajmniej początkowo, nie będzie można raczej liczyć na masową mobilizację, bo rozmaite protesty będą aktywnie ignorowane przez te same media, które teraz je nagłaśniają. Tak więc wracamy do czasów maksymalnie kilkusetosobowych demonstracji i manif. Co nie znaczy, że należy się poddawać. Nie takie rzeczy udawało się wywalczyć ciągłym wierceniem dziury w całym.
Ale lepiej się przygotujmy na to psychicznie, bo lekko nie będzie. I dopiero wtedy się okaże, kto jest po naszej stronie, a kto przeciwko w kwestii praw człowieka. Zwłaszcza obawiam się, że w kwestiach socjalnych i pracowniczych będzie ciężko. Ale te akurat sprawy nie cieszyły się szczególnym braniem i zainteresowaniem wśród libków, więc tutaj wielkiej zmiany nie zobaczę.
Xavier Woliński