„20 tysięcy złotych za metr kwadratowy mieszkania na Służewcu brzmi surrealistycznie. Przecież raptem dwa lata temu tyle trzeba było zapłacić za metr kw. w apartamentowcu przy al. Solidarności, kilkaset metrów od placu Bankowego” – dziwi się dziennikarz Wyborczej.
I dalej informuje, że na koniec trzeciego kwartału 2023 r. średnia cena metra kwadratowego mieszkania w Warszawie sięgnęła 16,3 tys. zł. Wzrosty cen w ostatnim czasie przyspieszają: tylko w ostatnim kwartale mieszkania w stolicy zdrożały o 8 proc., a w skali roku – o 20 proc.
W całej Warszawie nie ma już ani jednej dzielnicy, w której metr kwadratowy mieszkania kosztowałby mniej niż 10 tys. zł za m kw.
Cieszycie się? Taki los wam zafundowali „ojcowie demokracji i polskiej drogi do kapitalizmu”. No, nie do końca polskiej, bo wzorowanej na katastrofie, jaką zafundowała brytyjskim lokatorom Margaret Thatcher.
Właśnie przygotowuję się do wystąpienia na Uniwersytecie Wrocławskim, gdzie będziemy studentom tłumaczyć, że żyją w specyficznym świecie „neofeudalizmu”, gdzie znowu nie produkcja, ale posiadanie nieruchomości i czerpanie z niej renty jest „złotym interesem”.
W dużych miastach obecnie toczy się walka o przestrzeń. Dotyczy to nie tylko lokatorów, którzy w oczywisty sposób są najbardziej narażeni na wszelkie rynkowe wyroki, ale także osób poddanych jarzmu kredytów mieszkaniowych, a nawet drobnego biznesu. Jednym z najważniejszych konfliktów na rynku obecnie jest konflikt o wysokość czynszu dla najmu pod działalność w rodzaju małego warsztatu, zakładu fryzjerskiego czy kawiarni. O tym się stosunkowo mało mówi, ale w czasie lockdownów wyszło to na jaw. To nie tyle legendarne podatki, ile wysokość czynszów decydowała o być albo nie być wielu małych inicjatyw. Ale o tym wam libki nie powiedzą, bo to by wprowadzało zamieszanie w ideologii, że biznesy mają jednolity, wspólny interes i nie dochodzi pomiędzy nimi do żadnych konfliktów.
To jest generalnie temat rzeka i jest tak wieloaspektowy, że wymagałby ode mnie kiedyś napisania czegoś większego. Ale ta kasta landlordów i deweloperów jest jedną z najbardziej świadomych swojego interesu klasowego grup w tym kraju. I potrafi skutecznie walczyć o niego, co widać po cenach mieszkań, które tylko dla naiwnych są przedstawiane jako „wyroki sprawiedliwego i bezosobowego rynku”. Rynek działa zawsze wewnątrz jakiejś szerszej struktury i ten, kto miał możliwość wpływania na kształt tej struktury jeszcze nawet zanim puszczono w ruch rynkowe mechanizmy, jest prawdziwym bossem.
Niemniej jednak wchodzimy w okres potężnych walk społecznych o dostęp do przestrzeni w mieście. Uważam, że w nadchodzących latach będzie to jeden z najważniejszych konfliktów politycznych i społecznych.
Xavier Woliński