Wenus na Ziemi

woman statuette during golden hour Photo by Etienne Marais on Pexels.com

We Wrocławiu powołano sztab kryzysowy, służby postawione w stan gotowości, „ulewy niemal jak w 1997 roku”, leje się nam głowy i przez kilka dni mają wylać się setki litrów na metr kwadratowy.

Zapewne takiej powodzi jak w 1997 nie będzie, ponieważ sytuacja jest nieco inna, ale lokalne zalania mogą wystąpić. Co nie zmienia faktu, że ekstremalne zjawiska pogodowe stają się „nową normalnością”. Niedawno pisaliśmy o zalaniu Warszawy. Dokładnie tak, jak „ekooszołomy” i „jajogłowi naukowcy” przewidywali, że kryzys klimatyczny właśnie w ten sposób się będzie przejawiał.

Niedawno przypadkiem trafiłem na nagranie zeznań przed komisją kongresu USA składanych przez Carla Sagana, amerykańskiego naukowca i znanego popularyzatora nauki. Próbował streścić znudzonym kongresmenom, jak będzie przebiegał kryzys klimatyczny i co do niego doprowadza. Podkreślał też, że czasu robi się coraz mniej i działać trzeba natychmiast.

Zasadniczo powtarzał to, co jest wiedzą dość rozpowszechnioną. Bezmyślne pompowanie gazów cieplarnianych do atmosfery powoduje, że temperatura rośnie, co będzie z kolei powodować ekstremalne zjawiska pogodowe. Obrazowo porównał tę sytuację do Wenus, która powinna być chłodniejsza od Ziemi, ale z powodu efektu cieplarnianego panują tam ekstremalne temperatury. Fundujemy sobie więc taką małą Wenus. Nawet takie porównania nie spowodowały większego poruszenia na sali.

Nic nowego, prawda? Wszystko już przecież na ten temat powiedziano. Rzecz w tym, że zeznanie miało miejsce w grudniu 1985 roku. Od tego czasu paplaniny w parlamentach i rządach było jeszcze więcej, podpisano rozmaite porozumienia, wydano sporo pieniędzy na badania, które potwierdziły prostą oczywistość, która była znana już dziesiątki lat temu: jak się otulasz kołdrą, to robi ci się cieplej, a jak kołdra jest bardzo gruba, to się robi wręcz nieznośnie gorąco.

Porozumienie paryskie jest martwe, to jest oczywiste. Pompowanie gazów cieplarnianych do atmosfery rośnie, a nie maleje. Energetyka, przemysł, transport, hodowla zwierząt generują tego wystarczająco, żeby spowodować jeszcze większe zmiany i jeszcze większą katastrofę.

Tymczasem powstają coraz bardziej fantastyczne wizje technooptymistów, że nic nie szkodzi, bo kiedyś stworzymy technologie wychwytujące na skalę masową gazy cieplarniane, albo zasłonimy trochę słońce, albo coś tam. Na pewno w Dolinie Krzemowej Elon Musk z kolegami coś wymyślą. Powiadają, że nadmierny pesymizm jest szkodliwy, bo paraliżuje działanie. Prawda, problem w tym, że nadmierny optymizm powoduje, że kręcimy się radośnie w kółko.

Owszem, coś się robi w kwestii transformacji energetyki, ale za mało i za wolno. Dodatkowo nie wystarczy zmienić technologię, trzeba jeszcze zmienić system gospodarczy. To też wiadomo od wielu lat.

Ale co tam, znowu podpiszą jakieś porozumienie na jakimś szczycie w Dubaju i rozmaici politycy oraz pięknoduchy z niektórych „rozsądnych” NGO-sów będą piać z zachwytu. A potem znowu zobaczymy, że żadnej poważnej redukcji nie ma.

Niedawno obserwowałem w trzydziestostopniowym upale suszę na Śląsku. Mówiłem, że jak teraz spadnie dużo wody, to gleba tego nie wchłonie z powodu wysuszenia i będzie zagrożenie powodzią. Dosłownie parę dni później te obawy się realizują na moich oczach.

Ciężko być Kasandrą, powiadam wam…

Xavier Woliński