Wezmą się za łby

man in black shorts and black boxing gloves Photo by Pavel Danilyuk on Pexels.com

To pewne. Wczorajsze orędzie prezydenta Karola Nawrockiego, jak i riposta Donalda Tuska raczej nie pozostawiają wątpliwości. Będą się szarpać tradycyjnie o sądownictwo i oczywiście „o Polskę, Polaków, naród, ojczyznę”.

„Będę więc głosem tych, którzy chcą Polski suwerenną. Polski, która jest w Unii Europejskiej. Ale Polski, która nie jest Unią Europejską, tylko jest Polską i pozostanie Polską. (…) będę też głosem tych Polaków, którzy chcą Polski normalnej. Polski przywiązanej do swoich wartości, Polski z dobrą polską szkołą, z polską literaturą i z polskimi lekturami w polskiej szkole. (…) Niech Bóg błogosławi Polsce, niech żyje Polska”.

Na to odpowiedział Tusk, w nieco krótszym kontrorędziu do swoich zwolenników: „Bardzo was proszę – nie traćcie waszej wiary w dobro, uczciwość, wolność. Ta wiara czyni z Polaków wielki naród. Bez waszej wiary nie ma Polski, jesteście solą tej ziemi”.

Powiedzcie mi, co oni mają z tymi Polakami i Polską w każdym zdaniu. Tak jakby musieli wszystkim udowodnić, że są Polakami, żeby nikt nie miał wątpliwości, bo najwidoczniej nie rzuca się to dość w oczy.

Tak czy owak, będą się szarpać o to kto jest Polakiem, ale co my będziemy mieli z tej szarpaniny? No więc ja bym sobie życzył, żeby przykładowo nowy minister sprawiedliwości wreszcie wycofał z prokuratury absurdalne oskarżenia względem osób pomagających innym ludziom. Nie muszą o to prosić prezydenta o zgodę. Tak samo niech uruchomią decyzje administracyjne w kwestii ochrony praw kobiet i generalnie praw człowieka. Tu też nie muszą mieć zgody PiS. Ale może muszą mieć zgodę Konfederacji, o której względy zabiegają? Nie wiem, może warto zapytać, co ich blokuje w zaprzestaniu kontynuacji polityki poprzedników?

W przemówieniu prezydenta pojawił się apel do lewicy: „Wierzę głęboko i spoglądam tu na lewą część polskiego parlamentu. Wierzę głęboko, że w kwestiach mieszkalnictwa, inwestycji rozwojowych, kwestii polskich finansów publicznych jesteśmy w stanie dojść do ponadpolitycznego porozumienia. Tak, to nie jest kwestia emocji politycznych, to jest kwestia mieszkań dla ludzi, których potrzebują, w tym mieszkań komunalnych”.

To oczywiście jest próba zrobienia zamieszania po drugiej stronie sali sejmowej. Takie taktyczne zagranie, ale z tego zamieszania można spróbować coś wyciągnąć dla zwykłych ludzi. Np. może powiedzieć prezydentowi „sprawdzam” i zasypać go ustawami w tych kwestiach? Część podpisze, część nie podpisze, ale coś się może uda ugrać i przy okazji zaznaczyć istnienie czegoś takiego jak lewica w tym parlamencie. Niech on się głowi, czy poprzeć ten potok pomysłów i wzmocnić lewicę, czy nie. Ludzie będą obserwować, jak na to zareaguje.

Tym bardziej że w kwestiach gospodarczych ma pewien rozgardiasz w głowie. Zwłaszcza w kwestii tego jak rozumie wspomniane „finanse publiczne”. Z jednej strony wzywa do „wielkich planów, wielkich inwestycji” i zaraz potem straszy niczym jakiś Balcerowicz „lawinowo rosnącym zadłużeniem”. To ostatnie nie jest wyłącznie jego słowami, bo takich grzmiących nagłówków mamy trochę także w mediach zbliżonych do PiS. Jak te ambitne plany inwestycyjne on ma zamiar zrealizować bez uruchamiania długu? Może zalecać podnoszenie podatków, ale tutaj przecież zapowiedział, że na podnoszenie podatków nie będzie się godził, a nawet zapowiedział ich zmniejszenie. Więc będzie domagał się realizacji wielkich planów, a z drugiej strony blokował możliwość pozyskania na nie środków. Kwadratura koła.

Tutaj więc ujawnia się największe zagrożenie w tym przemówieniu. Nawrocki został wystawiony przez PiS, jako bojownik, w jednym celu: żeby wywrócić obecny rząd. Reszta ma być środkiem do tego celu. Więc najprawdopodobniej będzie po prostu na różne sposoby rzucał mu kłody pod nogi, także wtedy, kiedy będzie próbował realizować jakieś sensowne plany. Stąd postawienie niemożliwych do realizacji wizji gospodarczych.

Ale tym bardziej pojawia się tu szansa dla lewicy, która będzie mogła realnie testować, czy chodzi faktycznie o np. mieszkalnictwo, czy po prostu o agitację pod przyszłe wybory parlamentarne. Jeśli to sensownie wykorzystać, lewica może jednocześnie pokazać niezależność wobec Tuska i jednocześnie coś próbować ugrać u Nawrockiego. Pytanie, czy będzie tam dość pracowitych i ogarniętych ludzi, żeby to sensownie przeprowadzić.

Jakkolwiek będzie, najważniejsza pozostaje rola ruchów społecznych, które muszą naciskać i na rząd i na prezydenta, żeby realizowali prospołeczną politykę. Nikt ich w tym nie zastąpi, a już na pewno nie politycy. Oni się będą szarpać bezustannie przez najbliższe dwa lata, ale może wśród tej szarpaniny o stołki obecne i przyszłe oraz o to, kto kogo wsadzi, uda się coś załatwić dla zwykłych zjadaczy chleba. Skoro jedni lubią robić na złość drugim, to może niech robią przy okazji w tej złośliwości coś dobrego dla nas?

To może niewiele, ale innego w miarę pozytywnego scenariusza na nadchodzące lata nie mam. Przynajmniej nie ściemniam i tej ściemy nie ukrywam, podkreślając na każdym kroku, że Polska, że Polacy, że naród i ojczyzna. Jeśli ktoś tych pojęć nadużywa, to zazwyczaj znaczy, że ma do ukrycia swoje prawdziwe intencje. Sprawdza się niemal zawsze.

Xavier Woliński