Wybory w Czechach i koniec tamtejszej „lewicy”

Zdjęcie: Český statistický úřad

Jeśli wydaje wam się, że w Polsce scena polityczna jest dziwaczna i przesunięta na prawo, to polecam spojrzeć na Czechy. Właśnie odbyły się tam wybory, w których wygrała partia prawicowa partia ANO byłego premiera Andreja Babisza z prawicowym sojuszem Spolu dotychczasowego premiera Petra Fiali. Wszystko wskazuje na to, że Babisz będzie rządził razem z jeszcze bardziej prawicowymi i znacznie bardziej dziwacznymi formacjami: SPD i partią kierowców.

Z tymi dwoma blokami nieumiejętnie próbowały konkurować resztki nie mniej dziwnych partii określających się jako „lewicowe”, czyli blok socjaldemokratów i komunistów, którzy byli takimi głównie z nazwy, a tak naprawdę ścigali się z prawicą w duchu „altleftu” i niemieckiej Bündnis Sahra Wagenknecht, z którą współpracowali. I już ich w parlamencie nie ma, myślę, że na stałe. Nie ma miejsca na tego rodzaju politykę najwyraźniej, ściganie się z konserwatystami na konserwatyzm, nacjonalistami na nacjonalizm (przeciw „łołk”, przeciw migrantom, etc.) nie ma żadnego sensu, bo kopia nigdy nie wygra z oryginałem. To może wyglądać atrakcyjnie na papierze i portalu X, gdzie prawackie trolle dadzą ci widoczność, tysiące lajków, podbudują ego, oraz zostawią komentarze w stylu „wreszcie porządna narodowa lewica”, ale i tak na ciebie nie zagłosują, bo mają swoje, bardziej dla nich wiarygodne partie. Wiara w to, że fejm na opanowanych przez prawicę portalach jest zwiastunem sukcesu, zatopiła już niejeden projekt.

Wracając z obrzeży do centrum czeskiej polityki, Spolu przegrało, bo prowadziło „fajnoczeską” politykę libkową znacznie bardziej głupkowatą niż nasi milusińscy (tak, można w jeszcze bardziej odklejonej formie realizować libkizm niż w Polsce). Podnieśli wiek emerytalny, „równoważyli budżet” w duchu neoliberalnym, niedostatecznie reagowali na wzrost cen nośników energii, który bardzo uderzył w czeskie społeczeństwo oraz doprowadzali ludzi do szału opowieściami w mediach, że Czechy rosną w siłę (ponoć nawet bardziej wspaniale niż Polska, jak twierdzili czasem), a ludziom się żyje dostatniej. Było tak cudownie i przegrali.

Babisz natomiast, kiedy rządził z socjaldemokratami (których elektorat zresztą sprytnie przechwycił), prowadził umiarkowanie socjalną politykę, która w kontraście z odklejeńcami ze Spolu, którzy realizowali księżycową politykę gospodarczą, kojarzyła się zwykłym ludziom lepiej. Tyle że Babisz to biznesmen (i to przez duże B, uważany jest w Czechach za oligarchę, właścicielem jednym z największych koncernów w Czechach, jego Agrofert Holding ma potężną pozycję w rolnictwie, branży spożywczej i chemicznej). A skoro biznesmen, to będzie składał taką ofertę innym partiom, jaka będzie dla nich atrakcyjna. A tym razem to nie socjaldemokraci, ale SPD i kierowcy będą wspierać jego rząd. To są partie przypominające naszą Konfederację. Nacjonalizm, walka z „lewactwem”, ścieżkami rowerowymi, Unią, ultraliberalizm gospodarczy. Tutaj dużego ruchu na jakiś „socjal” raczej nie będzie, choć zapewne będzie się starał nie robić tak rażących głupot, jakie zatopiły Spolu. Czy mu to wyjdzie, zależy od oporu ultraprawicy od której będzie zależny. Dodatkowo SPD ubzdurało sobie, że jest czempionem „judechorześcijańskich wartości”, broni więc polityki Izraela względem Palestyńczyków, a w innym obszarze jest proputinowska i bardzo antyukraińska.

Generalnie nie widać, aby z tego koktajlu coś dobrego na dłuższą metę wyszło. Całkiem zresztą możliwe, że odbędą się kolejne wybory za jakiś czas, a Babisz będzie starał się zdobyć tyle głosów, żeby rządzić samodzielnie. W każdym razie to, co się wyłania teraz w Czechach, przypomina rządy czegoś w rodzaju sojuszu PiS i Konfederacji. Warto obserwować, jak się ta współpraca potoczy.

Xavier Woliński