Za mało konserwatyzmu w konserwatyzmie

W Onecie pojawiła się kolejna diagnoza przegranej Trzaskowskiego (i w szerszym kontekście kryzysu rządzącej koalicji), w ramach której okazuje się, że to rzekomo niedobór, a nie nadmiar konserwatyzmu w trakcie jego kampanii doprowadził do obecnej sytuacji.

To jest ta sama mantra powtarzana przez publicystów od dawna. Podobno w Polsce nie da się wygrać „progresywnym” kandydatem i powinni wystawić klona Komorowskiego, bo ten przecież wygrał za pierwszym razem. Przypomnijmy, że za drugim razem przegrał z jakiegoś powodu, bo nie był w stanie przelicytować konserwatywnego Andrzeja Dudy. A przecież wszystko było jak trzeba i jak sobie śnią libkowi publicyści, swojski wujaszek z wąsem powinien przecież wygrać w cuglach.

To jest ta sama strategia, którą libki, czyli w gruncie rzeczy konserwatyści, ale liberalni gospodarczo, stosują od dawna, czyli próbują ścigać się z konserwą na konserwatyzm i z nacjonalistami na nacjonalizm. I w końcu zawsze okazuje się, że jednak PiS czy Konfederacja okazują się w tym bardziej wiarygodni. A ten wyścig jest wyścigiem na dno, ponieważ w miarę uwiarygadniania przez dotychczasowy mainstream konserwatyzmu i nacjonalizmu, konserwatyzm i nacjonalizm oczywiście nie tylko rośnie w siłę, ale wręcz cały czas cała scena polityczna przesuwa się coraz bardziej do prawej ściany. Tak bardzo, że odrywa się nawet od tego, co widzimy w sondażach na temat poszczególnych kwestii (ludzie w Polsce nie są ani tak liberalni gospodarczo, ani tak konserwatywni obyczajowo, jak polscy politycy).

Napisałem „dotychczasowy mainstream”, bo dziś mainstream to coraz częściej TV Republika, a nie TVN. W każdym razie siły się wyrównały. Mamy dwa prawicowe salony równie potężne. Czasy całkowitej dominacji „liberalnych” (głównie z nazwy) mediów przeminęły.

Wracając do rzeczy. Jest mnóstwo osób w Polsce, które oczekują jakiegoś pozytywnego programu, a nie jedynie salonowych przepychanek. Za pierwszym razem Andrzej Duda wygrał właśnie pozytywnym przekazem, jakąś konstruktywną (jak się okazało w dużym stopniu pozornie) wizją, przy której Komorowski okazał się niedzisiejszy.

I tym mógł przechylić szalę też Trzaskowski w ostatnich wyborach. Zamiast udawać jakiegoś konserwatywnego wuja i nacjonalistycznego jastrzębia, w czym był kompletnie niewiarygodny, mógł zaprezentować jakąś wizję pozytywną w tych niełatwych czasach. Ale najwyraźniej posłuchał właśnie takich rad konserwatywnych geniuszy z PO.

Koalicja obecnie jeszcze rządząca też wygrała przecież obietnicą zmiany, realizacji konkretnych postulatów, z czego było parę takich, które można by określić jako „progresywne”, a nawet lewicowe. To dla tych postulatów i obietnicy pozytywnej zmiany, a nie dla Tuska z Budką ludzie stali w tych słynnych kolejkach do lokali wyborczych. My oczywiście tutaj wiedzieliśmy, że czeka ich potężne rozczarowanie, ale nie zmienia to faktu, że to ten w gruncie rzeczy pozytywny przekaz tak podziałał na ludzi.

Z jakiegoś powodu w PO uznali potem, że można wygrać wybory prezydenckie, strasząc wojną i PiS-em bez żadnej konkretnej propozycji. A zwłaszcza bez nadziei na realizację istotnej części postulatów, bo przecież zawsze jakiś PSL, czy wewnętrzny konserwatysta w KO je i tak zablokuje. To się musiało skończyć katastrofą. Dlatego względem wyborów parlamentarnych, spadła frekwencja wśród wyborców koalicji rządzącej głosujących w drugiej turze na Trzaskowskiego. Dlatego że koalicja nie dowiozła postulatów dotyczących np. praw człowieka, a nie dlatego, że za mało straszyła migrantami i Kaczyńskim.

To nie lewacy i wredni „symetryści” do tego doprowadzili, ale ich właśni klakierzy i konserwa wewnętrzna.

Stąd też napisałem ostatnio, że jedyna nadzieja w ruchach oddolnych, ponieważ owszem, są miliony ludzi, którzy w tym kraju oczekują zmian, ale są bezustannie rządzeni i pouczani przez konserwatywnych polityków i publicystów. Ktoś zarzucił mi nadmiar optymizmu. Ale to nie jest pewność, że tak będzie, ale uznanie prostego faktu, że nie ma co liczyć na polityków oraz że bez zaangażowania i wspierania już istniejących inicjatyw (choćby własnym groszem) nic tu się nie zmieni. Po prostu. To nie jest żadna gwarancja sukcesu, ale jedyna droga, żeby w ogóle się do niego zbliżyć.

Xavier Woliński