Prawica rozkręciła w weekend kolejną histerię antymigrancką. Tym razem dotyczącą sytuacji na granicy z Niemcami. Zorganizowali kilkudziesięcioosobowy teatr pod tytułem „obrońcy granic”.
Niemieckie służby graniczne od jakiegoś czasu cofają część przybywających do nich migrantów do Polski. Prawica nie powinna być zaskoczona, wszak tego samego domaga się od polskich pograniczników na granicy z Białorusią, gdzie pod ich naciskiem powstał cały system pushbacków, śmierci i kaleczenia ludzi (do tego wszak służy drut żyletkowy).
Tymczasem rząd Friedricha Merza sam zaczyna poddawać się presji swoich własnych nacjonalistów z AfD i co prawda w mniej brutalny sposób, ale stosuje strategię „wypychania”. Notabene AfD, która naciska na przerzucanie migrantów do Polski, to najukochańsi koledzy naszej prawicy, która przeciwko temu przerzucaniu protestuje. Kumple ładnie się tu podzielili rolami. Jedni wypychają, drudzy się na to oburzają, a wszystkim rośnie w sondażach.
Ludzie zajmujący się kwestią migracji wiedzą o tym od dawna. Ludzie spotykani w pogranicznych miastach są najczęściej pozbawieni pomocy, głodni, w złym stanie zdrowia fizycznego i psychicznego. Nie do końca rozumieją też swoją sytuację.
U nas prawica zaś zaczyna coraz szybciej podkręcać atmosferę paniki. Tak, jakby chodziło nie o parę tysięcy wycieńczonych podróżą osób, ale miliony uzbrojonych wojowników. Tak się prawicowcy rozbestwili, że zaczynają publikować zdjęcia pograniczników, którzy nie poddają się woli nacjonalistycznych grupek. To oni chcą czuć się panami granicy. Panami życia i śmierci. Wywołuje to niemrawe popiskiwania i słabiutkie protesty werbalne ze strony polskiego rządu. Gdyby coś takiego zrobił jakikolwiek lewicowiec, następnego dnia miałby służby w domu. Ale rząd prawicy panicznie się boi i każda myśl o konfrontacji z nimi jest dla nich paraliżująca. Zwłaszcza, że większość z rządzących ma zbliżone poglądy.
Pisałem wielokrotnie, że rząd sam kręci na siebie bicz, ponieważ nie da się przelicytować skrajnej prawicy w temacie migracji i rasizmu. Zawsze będą eskalować i nakręcać histerię do absurdu. Teraz przerażenie mają budzić już nawet nie publikowane w internecie zdjęcia zamieszek, czy agresywnych zachowań, ale sam fakt, że ktoś o nie-białej skórze np. siedzi na przystanku, albo idzie ulicą. Wyobrażacie sobie, jakie dno osiągnęliśmy w tym społeczeństwie, że nawet samo zdjęcie, spokojnie idących ludzi, ale np. czarnoskórych, powoduje lęk? To jest przejaw skuteczności sączenia przez skrajną prawicę rasistowskiego jadu w internecie i mediach.
Tak się kończy igranie „centrum” z rasistowskim ogniem. Te wszystkie opowieści Donalda Tuska o migrantach „z Afryki i Azji”, te wyścigi na to, kto zbuduje wyższy mur, kto „mocniej broni granic”. To wszystko była prawicowa pułapka w którą weszli rządzący. Ponieważ zawsze zdaniem skrajnej prawicy granice będą chronione za słabo, dopóki znajdą na ulicy choć jedną osobę o innym odcieniu skóry, choć jedną osobę, która mówi w innym języku. Choćby to był student na wymianie, zrobią mu zdjęcie i będą się awanturować, że „rząd wpuszcza migrantów”. Nie da się w ten sposób wygrać tej batalii i rząd nie ma żadnego pomysłu na to jak podejść do kwestii migracji. Jak przestać nakręcać spiralę dehumanizacji i straszenia coraz bardziej skołowanej publiki.
Co będzie? Powiem wam, co będzie. Celem prawicy jest doprowadzenie do odtworzenia twardych granic w Europie. Jak najsilniej kontrolowanych. Publika jeszcze nie do końca rozumie, jakie będą tego konsekwencje dla nich. Już teraz ludzie z pogranicza mówią, że coraz trudniej dojechać do pracy po niemieckiej stronie, bo przywrócono kontrole. Polskie władze też zapowiadają, że po swojej stronie je przywrócą, więc po prostu wracają granice, Schengen umiera. Jeden z podstawowych sensów istnienia Unii z perspektywy pracowniczej zaczyna się kończyć.
Siła robocza ma siedzieć w swoich narodowych zagrodach, ponieważ wówczas łatwiej ją kontrolować i wymuszać dostosowanie się do lokalnych warunków. A te warunki dyktować znowu ma biznes. Otwarte granice były od dawna solą w oku kapitału, zwłaszcza tego mniejszego, którego jedynym pomysłem na biznes była tania siła robocza. A ta uciekała do krajów o wyższych standardach dotyczących pracy i płacy. I teraz może zrozumiecie, dlaczego średni „polski” biznes tak chętnie po cichu wspiera tego rodzaju skrajnie prawicowe ruchy. Chodzi o to, żeby pod pretekstem walki z migracją przykuć pracownika z powrotem do ziemi, tej ziemi, konkretnej ziemi. A nie żeby włóczył się po świecie i powodował problemy z wyzyskiem siły roboczej w kraju.
Zamkną granice i w dalszej perspektywie będą ograniczać coraz bardziej swobodny przepływ ludzi w ramach UE. I będziecie robić grzecznie w januszeksach. Pamiętacie, jak to było przed 2004 rokiem? Ja pamiętam. Migrantów prawie nie było, a człowiek zarabiał parę stów na rękę i to jak szczęśliwie miał pracę. Dziękuję bardzo za takie powroty do „starych dobrych czasów”.
Xavier Woliński