Zwycięstwo kampanii w sprawie „uchwał anty-LGBT”

photo of colorful flag Photo by Peter Muscutt on Pexels.com

Ostatnia tzw. uchwała „przeciwko ideologii LGBT” została uchylona w Łańcucie — informuje „Atlas Nienawiści”. To jest jedna z tych kampanii, o których wspominam podczas mojego cyklu spotkań „W obronie małych zwycięstw”, dlatego cieszę się, że możemy powiedzieć o finale sprawy.

Wszystkie uchwały tego rodzaju, które od 2019 roku były przyjmowane przez niektóre samorządy w Polsce, zostały już oficjalnie uchylone. Ostatnie z nich straciły moc prawną w kwietniu 2025 roku.

Według danych Atlasu Nienawiści, inicjatywy te objęły łącznie 94 samorządy.

„Historia Atlasu pokazuje, że nawet mała nieformalna grupa z ograniczonymi zasobami może wpływać na bieg wydarzeń na wszystkich poziomach, od wiejskiej gminy po Komisję Europejską.

“Wystarczy” być bardziej upartym niż przeciwna strona. Zajmować się jednym tematem od wielu stron. Nieustannie wracać do niego. Trzymać rękę na pulsie i reagować w odpowiednich momentach. Działać zbiorowo, współpracować z różnymi podmiotami. Stworzyć i aktualizować zbiór informacji pod jednym adresem, łatwo dostępnym dla mediów. Z ilustracją graficzną. Taki długotrwały punktowy aktywizm wbija się w rzeczywistość i zmienia ją.

Z PiS można wygrywać także wtedy gdy jest on u władzy. Pod koniec jego rządów powierzchnia stref anty-LGBT skurczyła się z 33% powierzchni Polski do 2,5%” – piszą autorzy Atlasu na swojej stronie.

– Kiedy zaczynaliśmy nasz projekt, nie myśleliśmy o zwycięstwie. Byliśmy czwórką aktywistów próbujących zmierzyć się z ponad setką samorządów. Kierowała nami bardziej potrzeba wyrażenia sprzeciwu niż oczekiwanie jakiegokolwiek sukcesu — wspomina jeden z działaczy, Paweł Preneta.

Dodam od siebie, że to częste zjawisko. Ludzie czasem podejmują walkę bez wielkiej wiary w zwycięstwo, bo różni „kanapowi stratedzy” ich przekonują, że do tego trzeba ogromnych środków, przejęcia władzy i że pojedynczy ludzie nic nie znaczą. A potem okazuje się, że wygrywają ku własnemu zaskoczeniu. Widziałem to nie raz i nie dwa.

„Nie trzeba czekać na zmianę władzy. Tym bardziej że liczenie na to, że prodemokratyczni politycy po dojściu do władzy sami załatwią za nas sprawy – to jedynie karmienie się złudzeniami.

Do rzadkości należały przypadki w których opozycyjne komitety – tak jak w mieście Radzyniu Podlaskim – w wyborach samorządowych w 2024 zdobywały większość w radach i sprzątały strefy po swoich poprzednikach.

W zdecydowanej większości przypadków to ci radni, którzy przyjmowali te uchwały sami jedli tę żabę i uchylali je.

To suma różnych oddolnych działań, takich jak pisma, artykuły, wnioski o informację publiczną, petycje, listy otwarte, mowy sądowe, zawiadomienia do prokuratury, udział w konsultacjach, lobbing w unijnych instytucjach, przemówienia na zgromadzeniach, konferencje itp. wywierała presję przed którą samorządowcy ostatecznie ustępowali. Także ci, którzy oficjalnie i publicznie dawali odpór poszczególnym wezwaniom do uchylenia uchwał. Nieraz zdarzało się, że beton pękał bez żadnych wcześniejszych sygnałów” – podkreśla Kuba Gawron na stronie Atlasu.

I choć autorzy Atlasu podkreślają, że mimo formalnego uchylenia uchwał, nie oznacza to automatycznie zmiany postaw władz lokalnych, ani końca problemów dla społeczności LGBTQ+ w Polsce to wyciągnąć należy z tego, co się stało od starożytności znaną lekcję: kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym spadaniem.

I nie ufajcie rozmaitym „doradcom”, którzy mówią, że nic nie da się zrobić, musimy czekać na polityków. To są zwykle sabotażyści, którzy realnie działają na rzecz przeciwnika, nawet jeśli nieświadomie. Powtarzają refren, który ma nas zdemobilizować. To dotyczy rozmaitych kwestii społecznych.

Xavier Woliński