Narodowy Marsz Życia przeszedł wczoraj przez centrum Warszawy. Może i życia, tylko co to za życie?
Jednocześnie mieliśmy tam hasła antyaborcyjne, w stylu „tu jest Polska nie Bruksela, nikt aborcji nie popiera”, a z drugiej wielki transparent „Nie dla imigracji”.
Czyli wiecie, życie owszem, ale tylko dla polskich rodzin wraz z płodami. Pod warunkiem że są „słusznego” koloru skóry, wyznania i narodowości. Są za życiem „od poczęcia do naturalnej śmierci”, z gwiazdką, że jak jacyś ludzie „niepolscy” popełniają wykroczenie, przekraczając nielegalnie granicę w poszukiwaniu bezpieczeństwa czy lepszego życia, to już mogą umierać na bagnach, nawet kiedy są w ciąży. Taka aborcja wraz z ciężarną jest dopuszczalna najwyraźniej.
Przekraczać granice całego świata w poszukiwaniu szczęścia mogą wyłącznie Polacy. Jak ktoś ucieka np. przed wojną czy głodem, to już nie może, bo nie jest Polakiem. Proste? To jest „reguła Polaka”. Miłosiernego Polaka dodajmy. I bardzo głęboko w to wierzącego.
Dlatego dla mnie opowieści tych środowisk jak bardzo przejmują się „życiem” są kompletnie niewiarygodne. Nie mają problemu z zabijaniem, o ile dotyczy to „wroga”.
Nie chodzi o żadną ochronę życia, tylko o władzę i kontrolę nad ciałami. Migrantów, ciężarnych, a jako ostateczny cel, po przejęciu przez nich władzy, kontrola nad nami wszystkimi. Oczywiście wszystko w imię „dobra, życia, piękna”, czy co tam sobie wymyślą.
Oni w swoich oczach mają „przewagę moralną”, poza tym po ich stronie stoi Bóg, więc mogą zrobić z nami, co chcą. Wszystkie dyktatury religijne tego rodzaju dowodzą, że do tego to zawsze prowadzi. Zaczyna się od „ochrony płodu”, a kończy na obozach.
Xavier Woliński